Wybory
do Parlamentu Europejskiego niedaleko i w zasadzie więcej o nich
grzmią lewackie czasopisma niż o wyborach do Sejmu RP. Kto bardziej
naiwny może nieco się zdziwi, ale większość Narodu machnie ręką
i odpowie wprost: ,,kogo obchodzą wybory u nas, skoro pieniądze
rozdają tam, w Brukseli”. Nie sposób temu zaprzeczyć. Internet
zatem ugina się od opiewania (z reguły) inicjatywy Palikota, Siwca
i Kwaśniewskiego, którzy to powołali do życia nowy Ruch nazwany
Europa Plus. Co to właściwie jest nie do końca jeszcze wiadomo, bo
na oficjalnej stronie w dziale ,,program” idzie sobie porządnie
buty zamoczyć. Poza sporą ilością nalanej wody na temat obecnego
stanu Unii Europejskiej o samym programie praktycznie ani słowa.
,,Nowa
Palikociarnia” powstała przede wszystkim w celu kandydowania w
wyborach do Parlamentu Europejskiego. Z sondaży miałoby wynikać,
że tenże nieopierzony twór popiera już blisko 23 % Polaków. Co
miałoby podziałać na obywateli tak ostro, iż blisko jedna czwarta
z ankietowanych poparła Ruch? Widocznie zdaje się temu skromnemu
procentowi Polaków, jakoby Europa Plus miała się równać Polsce
Plus, chociaż w rzeczywistości rzecz wygląda zupełnie inaczej.
Sam Palikot podsuwał nam złoty środek na gospodarczy krach Europy
w postaci głębszej integracji europejskiej. Nie zauważył zapewne
drobnego konwenansu: aby kryzys wystąpił powinien być przedtem
dobrobyt, a tego zaś w Rzeczpospolitej Polskiej jak dotąd nie
napotkaliśmy (szczęśliwego znalazcę prosimy o ewentualny
kontakt). Przy okazji twórca drugiego w swojej historii ,,Rucha”
pominął fakt, że ów głośny kryzys przestał być kryzysem jakiś
czas temu (brakuje jednak wyraźnej granicy), gdyż przekształcił
się najzwyczajniej w stan faktyczny całej gospodarki europejskiej –
nic dodać, nic ująć!
W
zasadzie jest to materiał do osobnego omówienia, lecz nie sposób
go pominąć. Należałoby, Szanowni Polacy (i mówię tu teraz do
tych nieszczęsnych 23 % mających niejako popierać ,,Nową
Palikociarnię”), przemyśleć sprawę i zastanowić się ilu tak
właściwie kłamców zyskało na próbie naprawiania domniemanego
kryzysu. Ile ukradziono pieniędzy obywatelom na spłacanie
kolosalnego długu publicznego? Pytanie retoryczne, bo odpowiedzi nie
poznamy nigdy. Prawda zaś jest oczywista: wspomnianego długu
(liczonego przez niektórych już w bilionach złotych) spłacić się
nie da (jedyne wyjście do poważne zmiany systemowe), kiedy gospodarka oraz polityka państwa prowadzi do
stopniowego powiększania jego rozmiarów. Europa Plus głosi za to
(a przynajmniej wkrótce zacznie, ponieważ ciągle brakuje
aktualnego programu), że integracja europejska miałaby być
lekarstwem. Niestety, jakże szkoda, brakuje znowu dokładnych
wyjaśnień. Wspólna polityka fiskalna, wspólna polityka bankowa,
wspólna polityka dla opodatkowania babć klozetowych... ale co z
tego?! Gdzie w tych wszystkich wspólnych politykach są pieniądze?
Pomijając oczywiście ,,drobiazgowe” wydatki dla europosłów,
których jest przeszło 700 (nie wiem dokładnie ile i jakoś mało
mnie to obchodzi – wszyscy zbędni), a także rozrośniętego do
kolosalnych rozmiarów aparatu biurokratycznego, bo dla tych kasę
wypłacą obywatele. A jak nie, to zadziała kolejna genialna
inicjatywa – wspólne europejskie siły zbrojne. Co ciekawe w debacie przed ostatnimi wyborami Janusz Palikot otwarcie deklarował, że należy ograniczyć armię RP do minimum, gdyż to przecież nie wojsko utrzymało polskość przez lata zaborów. Widocznie szefowi nowego europejskiego ,,Rucha" wcale nie przeszkadza to, iż polskość istniała wtedy w niewoli. Może w ogóle uważa takie rozwiązanie za rozsądniejsze, skoro chce ograniczać wojsko polskie, a umacniać europejskie.
Szanowni
Państwo, jeszcze niedawno docierały do nas doniesienia o tragicznej
sytuacji Grecji i chociaż tamtejsze uliczne zamieszki na dobre nie
ucichły już pojawiają się bunty na Cyprze. Europa Plus (albo jak
kto woli Polska Minus) to nic innego, jak próba sprzedania naszej
umiłowanej Rzeczypospolitej za unijne pieniądze. Palikot zaś
tworzy coraz to nowe Ruchy – kiedy jeden poniesie fiasko, znajdą
się tacy, co zagłosują na drugi. Sukcesy niepotrzebne. Naiwniaków
niestety i tak dość.