Co jakiś czas napływają do
nas groźby z Zachodu – z Brukseli, mówiąc dokładniej – w
sprawie stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. Oczywiście
natenczas o przyjęciu naszego wschodniego sąsiada do Wspólnoty nie
jest możliwe, a to przez precedens z Julią Tymoszenko – byłej
pani premier całej Ukrainy, która po dziś dzień odsiaduje w
więzieniu jako więzień polityczny. Zarzucono jej wprawdzie
defraudację mienia przedsiębiorstwa Naftohaz (i ostatecznie
udowodniono), ale na tym wojna przeciwko Tymoszenko się nie
skończyła. Kolejny zarzut był znacznie poważniejszy – była
premier miała jakoby zlecić zamordowanie Jewhena Szczerbania.
Parlament Europejski zainteresował się głównie pierwszym
procesem, za co państwo ukraińskie zostało mocno skrytykowane.
Wezwano do niezależności i bezstronności w procesach sądowych,
jednak oskarżenia postawione całemu państwu obeszły się bez
większej reakcji, gdyż Tymoszenko po dzień dzisiejszy odsiaduje
wyrok.
Nie mamy oczywiście pewności,
po której stronie leży racja – w celu pozyskania pewnych
odpowiedzi należałoby dysponować co najmniej jedną, dobrze
wykwalifikowaną siatką szpiegowską. Mimo to możemy w tej sprawie
dostrzec bardzo niepokojący precedens: wbrew szumowi wokół procesu
Tymoszenko (a możemy chyba w ciemno założyć, że na Ukrainie
podobne niejednoznaczne postępowania sądowe wyjątkiem nie są)
władze z Brukseli usilnie próbują rozszerzyć własne granice
dalej na wschód. Rosyjskie groźby wyśmiano (dosłownie) na
ostatnim zjeździe jałtańskim, choć ukraiński rząd powinien
chyba zdawać sobie sprawę, jak wielce uzależniony jest od Rosji...
i jak małym potencjałem finansowym dysponuje Wspólnota. Nie może
być zatem mowy o żadnej pewnej pomocy finansowej, kiedy gospodarka
europejska z wolna osuwa się ku przepaści.
Co dla nas oznaczałoby
wstąpienie Ukrainy w struktury Unii? Nic dobrego...
Nie
ulega wątpliwości, że pierwszym krajem, który zaleje ukraińska
emigracja będzie właśnie Polska. Czy to dobrze? Wniosek raczej
nasuwa się sam – zmniejszająca się regularnie liczba inwestorów
(czyli także ewentualnych pracodawców) już sprawia kłopoty, bo
powoli, stopniowo procent bezrobocia w Polsce osiąga ten Hiszpański.
Latynosi migrują teraz do Maroka właśnie za zarobkami, gdzie
jeszcze kilkadziesiąt lat temu było odwrotnie. (Nie)stety Polska
nie ma swojego Maroka i jedynym dostarczycielem dobrze płatnej pracy
jest Zachód, gdzie osiadają na stałe rzesze młodych Polaków.
Potrafimy sobie na pewno wyobrazić, jak zwiększy się ten proces,
kiedy państwo polskie zaleje horda taniej sił roboczej właśnie z
Ukrainy. Możliwe, że wówczas klęska demograficzna podwoi się
albo nawet potroi, a polscy emigranci zaczną zastanawiać się nad
utworzeniem emigracyjnego rządu (co akurat mogłoby być wskazane
choć i dziś). Na tym jednak zagrożenie nie cichnie. Zaraz po
Polsce przyjdzie czas na Niemcy, potem na Francję, Wielką Brytanię,
Irlandię i Hiszpanię – wszystkie kraje, w których polska
emigracja znajduje zaludnienie również padną ofiarą ukraińskiej
nawały. Ucierpią na tym nie tylko rodowici Niemcy czy Francuzi, ale
także nasi rodacy, którzy wyjechali za chlebem.
Państwo
polskie poza zwykłymi Ukraińcami przyjęło by również VIP-ów ze
wschodu, czyli wszelkiego rodzaju mafie, gangi i różnego rodzaju
organizacje przestępcze, którym dodatkowo rozluźnienie kontroli
granicznej ułatwi działalność. O tym nawet się nie spekuluje,
gdyż nieudolne działania policji nie są w stanie choćby o cal
ukrócić samej przestępczości polskiej. Jednakże rozszerzenie
czarnej działalności półświatka może być nowym precedensem do
prób przepchnięcia jakiejś ustawy o ,,bratniej pomocy” i prawie
interweniowania różnych agentur czy formacji policyjnych na terenie
państwa polskiego.
Pozostaje
jeszcze trzeci element – gospodarka. Polska jest krajem raczej
rolniczym, podobnie, jak Ukraina. Równie niewielka różnica dotyczy
produktów, jakie oba państwa wytwarzają, co oznacza, że przy
włączeniu naszego wschodniego sąsiada do Wspólnoty Polska zyska
nowego konkurenta działającego na tych samych zasadach. Ba! My
również będziemy musieli płacić na to, by tenże konkurent miał
się jak najlepiej – a wszystko w myśl europejskiego funduszu
spójności. Trudno powiedzieć ile euro Bruksela wpompuję w
odbudowywanie Ukrainy, ale jedno pozostaje pewne – każda suma
odbije się praktycznie podwójnie na Polsce, a przez to na samych
Polakach (których przecież i tak będzie niewiele). Naszych
przedsiębiorstw także zacznie ubywać na rzecz nowych – obcych,
bo nasze umiłowane prawo zapewnia obcym niższe podatki przez
pierwszy rok działalności gospodarczej niż rodzimym obywatelom.
Tak
mniej więcej wyglądać będzie sytuacja. Rysuje się już
tragicznie, choć nie było jeszcze mowy o wpływach rosyjskich,
jakie na Ukrainie zawsze będą wystarczająco silne, by zagrozić
potencjalnym sąsiadom. Rosja oczywiście oficjalnie odcina się od
naszego sąsiada, gdyby ten przystąpił do Wspólnoty, jednak to, co
nieoficjalne tak samo będzie miało miejsce.
Poczekamy,
zobaczymy. Dzisiejszy rząd nie piśnie nawet słówka sprzeciwu i
będzie potulnie wykonywał rozkazy... jednak przyjęcie Ukrainy do
UE nie nastąpi jutro. Jeszcze wiele może się zmienić. Tylko to
dodaje nam nadziei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz