Felietony i komentarze

piątek, 4 października 2013

Ściślejsza niewola


O federalizacji Unii Europejskiej napisano już bardzo wiele – od totalnie paradoksalnych stwierdzeń, jakoby Wspólnota w ogóle nie miała charakteru państwa, po określenia, iż jej federalizacja nie jest potrzebna, ponieważ federacją jest od Traktatu Lizbońskiego. Co do jednego nie ma żadnej wątpliwości: unia ma wszelkie atrybuty państwa. My – chcąc nie chcąc – jesteśmy jej obywatelami, co wprost napisane jest w traktatach. Terytorium... kończy się na polskiej wschodniej granicy (wystarczy pojechać, żeby się przekonać). Władzę trzyma Komisja Europejka – dodajmy, że jest ona niewybieralną jednostką totalitarną. Sądy i trybunały również istnieją, o czym my, Polacy, wiemy doskonale, bo jako państwo jesteśmy ostatnimi czasy wielokrotnie przez nie pozywani. O walucie podobnie wiedzą wszyscy, choć nie wszyscy równie ochoczą ją przyjęli, zdając sobie sprawę z licznych zagrożeń, które obnażyła sytuacja Grecji. Wojsko w postaci Unii Zachodnioeuropejskiej nie działa zbyt aktywnie, jednak jest do działania w pełni gotowe – wyposażone, opatrzone sztabem (EUMS) i brakuje tylko potencjalnego terenu działania. Policja to nie tylko Europol, ale także paramilitarne jednostki EuroGend Force, które brały już udział w ,,pałowaniu” Greków i Włochów.
Tak wygląda sytuacja tego ,,supermocarstwa”, jakim jest Unia Europejska. Do takiego obrazu idealnie wpasowuje się definicja federacji jako grupy państw połączonych wspólnym organem rządzącym (Komisja, Rada, Parlament), a nie tylko wspólnym interesem, jak w wypadku konfederacji. Wbrew takim wnioskom rządcy z UE (oraz liczni opłaceni zdrajcy, którzy aktywnie działają na arenie państw członkowskich) propagują dalszą integrację europejską - ,,więcej Europy”, jak zwykli powtarzać. Zwieńczeniem tych haseł miałby być rok 2015 i nowy dokument w zamian dawnego Traktatu Lizbońskiego: ,,Fundamentalne Prawa Unii Europejskiej”.
Projekt wspomnianego dokumentu już się ukazał. Zawiera 437 artykułów, zatem widzimy na pierwszy rzut oka, że Unia nie ma najmniejszego zamiaru zerwać z biurokracją i uprościć procesy legislacyjne (zainteresowanych tym, jak one wyglądają obecnie odsyłam do działu video i wypowiedzi europosła Marka Migalskiego). Tak de facto nowy traktat będzie miał na celu wprowadzenie w Unii dwojakiego podziału – na państwa w pełni członkowskie (które, jak powiedział jeden z twórców projektu, ,,biorą wszystko”) i państwa stowarzyszone (które, jak możemy logicznie wywnioskować, będą tylko oddawać). Zostaną rozwiane przynajmniej niektóre złudzenie, a w szczególności jedno, chyba najważniejsze – nie istnieje nic takiego jak równość w Unii Europejskiej. Ci wszyscy, którzy teraz zgrzytają zębami powinni jednak zdać sobie sprawę, że coś takiego jak równość w polityce międzynarodowej w ogóle nie ma racji bytu i dawno powinniśmy przestać o niej marzyć. Każde z państw ma taką pozycję, jaką sobie wywalczy, a ów nowy dokument miałby na celu tylko tego potwierdzenie.
Dodatkowo warto zaznaczyć, że pośród grona projektantów wysoko sytuuje się niemiecka fundacja Bertelsmanna, choć to akurat nie powinno być nazbyt wielkim zaskoczeniem. Niemcy od początku istnienia Unii (jako takiej, bo EWWiS było nastawione wręcz antyniemiecko) pchają cały projekt do przodu, czerpiąc przy tym ogromne korzyści. Nie na darmo dodawali do konstytucji wpis, że wszelkie unijne postanowienia musi najpierw zatwierdzić Bundestag. W Polsce czy innych krajach członkowskich o podobnym zapisie nie ma nawet mowy, zaś praktyka idealnie odzwierciedla teoretyczne założenie wyższości prawa unijnego nad polskim, angielskim lub francuskim.
Tymczasem Unia Europejska bez traktatu uściślającego współpracę między państwami członkowskimi czuje własną siłę, bo wypowiada wojnę... Gazpromowi! Rosyjskiemu koncernowi zarzucono ,,stosowanie nieuczciwych cen wobec klientów” oraz monopolistyczne ciągoty. Oczywiście jasne jest, że to pierwsze może wystąpić przecież tylko przy tym drugim, ponieważ bez monopolu tzw. ,,nieuczciwe ceny” (czymkolwiek by nie były) są zwyczajnym strzałem w kolano. Warto przy tym zaznaczyć, że Unia robi to wszystko z myślą o krajach wschodnich, które to w głównej mierze uzależnione są od rosyjskiego gazu. Nie trzeba wcale długo rozważać nad tym, jakie mogą być skutki bezpośredniego naciskania na Gazprom – najgorszy scenariusz to albo podwyższenie cen gazu, albo ,,przykręcenie kurka”. Z kolei nie bardzo widać perspektywy sukcesu, skoro wspaniałomyślne kraje zachodnie nie mają absolutnie żadnych możliwości, by naciskać na Rosję (nie ulega wątpliwości, że tam o czymś takim, jak zupełnie prywatne spółki nie ma mowy).

Nie sposób obiektywnie stwierdzić, jaki jest cel owego sprzeciwu: czy ma to faktycznie szlachetne pobudki (pomijając kwestię sensowności takiego oficjalnego oskarżenia bez perspektyw), czy idea podszyta jest próbą pogorszenia sytuacji kolejnych państw, by te w akcie desperacji szukały pożyczek na zachodzie. Powszechnie przecież wiadomo, że po krachu greckim ogromne kroki ku uwolnieniu się spod kurateli unijnej podjęły Węgry, które spłaciły wszystkie swoje długi i zerwały jednocześnie współpracę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Federaści z Brukseli na pewno przeczuwają zagrożenie, jakie mogłoby wyniknąć z powtórzenia tego scenariusza w innych państwach Europy Środkowej. Nagle rządy mogłyby dojść do wniosku, że Unii wcale nie potrzebują...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz