Nie minął tydzień odkąd w internecie pojawiła się informacja o raporcie Komisji Europejskiej w sprawie korupcji w całej UE, a już pojawiają się kolejne notki na temat dekadencji ,,wielkiego” Zachodu – oto Szkocja zalegalizowała tzw. ,,małżeństwa” homoseksualne. Ustawę poparła zdecydowana większość parlamentarna (105 głosów za i 15 przeciw). Nie wiemy oczywiście czy każdy z nich został kupiony, czy może zagrali panowie parlamentarzyści w charakterze pożytecznych idiotów. Jedno jest pewne – na nic się nie zda Szkocji niepodległość i oderwanie się od Wielkiej Brytanii, skoro polityka wszystkich państw wyspiarskich niczym się od siebie nie różni. W każdym razie bata kręcą na siebie wszyscy członkowie Zjednoczonego Królestwa – wiemy już przecież, jaką siłą cieszą się tam muzułmanie, a biorąc pod uwagę fakty demograficzne nie ulega wątpliwości, że Wielka Brytania wkrótce może utopić się w wojnie domowej na modłę ukraińską. Chyba że powtórzy się scenariusz duński i przybysze ze wschodu demokratycznie – bez choćby jednego wystrzału – zmienią państwo na kalifat.
My jednak nie możemy ulec budzącym się trendom przeciwko islamizacji, bowiem dla nas wstrząsy demograficzne, jakie mają miejsce we Francji, w Niemczech czy właśnie w Wielkiej Brytanii to wyłącznie korzyść. Kiedy trzy europejskie mocarstwa upadną (albo przynajmniej odpowiednio ku upadkowi się schylą) Europa Środkowa będzie miała realną szansę się podźwignąć spod jarzma zachodniego. Niestety (albo i stety) aby odrzucić ów strach przed islamizacją (która w Polsce de facto nie występuje) należy przede wszystkim odrzucić stereotyp ,,wielkiej zjednoczonej Europy” - mit, który wprawdzie był faktem 1000 lat temu, w dobie krucjat, ale dziś nie ma absolutnie żadnej racji bytu.
Zostawmy tę kwestię natenczas i przenieśmy się na Wschód. Ukraina, jak się okazało od ostatniego mojego wpisu na ten temat, wcale nie przestała płonąć, a wręcz odwrotnie. Wciąż dywaguje się nad tym, czy to już wojna domowa, czy jeszcze tylko jakieś tam zamieszki. Dla mnie wątpliwości nie ma – jeszcze przejmowanie przez demonstrantów budynków instytucji publicznych nic nie znaczy, ale jeśli ginął ludzie wątpliwości powinny odejść na bok. Mamy wojnę. I cóż z tego? Czy powinniśmy się w ogóle tym interesować? Ano właśnie...
Od początku konfliktów na Ukrainie polski (nie)rząd ustalił oficjalną doktrynę, wokół której obracały się wszystkie polskie media. Wszystkie, bez wyjątku – czy to prawicowe (przynajmniej z pozoru) czy lewicowe. Ba! W tej jednej sprawie Donald Tusk i Jarosław Kaczyński pozostali zgodni – tyran Janukowycz musi odejść! Kto go zastąpi oczywiście ani jeden, a ni drugi raczej nie pomyśleli. Najlepsza byłaby pewnie Tymoszenko albo przynajmniej ktoś z jej kliki. Z tym że to dla polskich ,,elit” szczegóły. Ważniejsze było i tak, żeby pokazać się na Majdanie pod pachą Kliczki albo powypisywać jakieś głupoty na Twitterze. Wszystko wskazywało na to, iż polskie elity zamarzyły sobie drugi okrągły stół, ale tym razem na Ukrainie. Tymczasem powiedzmy sobie wprost – tak doskonałej sytuacji do odzyskania jakiejś części Ukrainy (ze Lwowem włącznie) nie było od dziesięcioleci i możliwe, że podobne okoliczności już się nie powtórzą!
Niejeden chórek miłośników pokoju odezwałby się zapewne na te słowa – bo to przecież proponuję kolejne działania wojenne, a biednym ludziom trzeba dać pokój i braterstwo. Oczywiście! Dlatego też dopominają się wszyscy polscy politycy, pojawiający się na Majdanie o wsparcie Zachodu, o jakieś działania, o sankcje nawet, choć doskonale zdają sobie sprawę, że takie postępowanie nic nie zmieni. Białoruś służy tu jako przykład-sztandar. Dawać ,,pokój i braterstwo” można wyłącznie obywatelom własnego kraju, więc i Ukraińcom można by takie dary ofiarować wyłącznie wówczas, gdyby stali się częścią państwa polskiego. Jednakże taka dywagacja to przelewanie z pustego w próżne – aktualne ,,elity” to zaledwie gronko przedszkolaków, które muszą niańczyć Niemcy lub Rosjanie, aby wszystko jakoś się układało.
Na zakończenie dodajmy, że Amerykanie wstrzymali akcje dronów w Pakistanie. Przyczyn nie znamy, ale zniknęły doniesienia o kolejnych zabójstwach. Czyżby zatem owe ,,cuda techniki” okazały się nieskuteczne? Nie ulega wątpliwości, że nawet po wystrzelaniu kilkudziesięciu tysięcy ludzi organizacje terrorystyczne działają, jakby nic się nie stało. USA morduje zatem cywilów i brak jakiegokolwiek międzynarodowego odzewu, zaś kiedy znów wybuchnie jakaś bomba w którymś z amerykańskich wielkich miast rozlegnie się nieprzerwany jazgot. Tak to jest, kiedy idzie się na wojnę nie dbając przy tym o własnych obywateli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz