Odwykliśmy już zapewne od
telewizyjnych informacji o zamieszkach w Atenach bądź Salonikach,
ale czy to znaczy, że problem grecki się zakończył? Absolutnie
nie! W ogóle Unia Europejska raczej nie posiada właściwości
rozwiązywania problemów, a tym bardziej, gdy niektóre mogą wyjść
na rękę Niemcom.
Program ,,ratowania Grecji”
został zapoczątkowany trzy lata temu, w roku 2010. Zdawać by się
mogło, że po blisko trzech latach greccy rządcy pokonają wreszcie
trudności (w końcu są dalekimi potomkami filozofów pokroju
Arystotelesa i Platona). Sytuacja jednak się nie ustabilizowała.
Ba! Wszystko wskazuje na to, że jest jeszcze gorzej niż było.
5 kwietnia bieżącego roku
Międzynarodowy Fundusz Walutowy przeznaczył kolejny pakiet pomocowy
dla Grecji w wysokości 1.7 miliarda euro (!). Co ciekawe wstępny
projekt został nieoczekiwanie zmieniony i do Aten trafiło
kilkakrotnie więcej pieniędzy – 6.6 mld euro. MFW nie podał
żadnego wyjaśnienia do nagłej zmiany planów, lecz sytuacja obyła
się bez większego medialnego echa. Tymczasem objawy problemu
wskazują wyraźnie, iż problem grecki faktycznie jest ,,never
ending story”, jak to swego czasu określił prof. Robert
Gwiazdowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, dodając przy tym,
że Grecja będzie tak długo ratowana, jak długo nie będzie trzeba
ratować Francji, Hiszpanii, Irlandii czy samych Niemiec.
Na tym jednak nie kończy się
historia. 5 czerwca, czyli zaledwie 3 dni temu, MFW opublikował
raport na temat stanu gospodarki Grecji. Przyznać trzeba, że
problem został przedstawiony raczej pozytywnie i mógłby przelecieć
niezauważony obok nosa obserwatorów, gdyby nie zdecydowany sprzeciw
Komisji Europejskiej, która informacje zawarte w raporcie
zdementowała. KE ujawniła następujące dane: na lata 2009-2012
spadek greckiego PKB wynosił 5.5 %, zaś na sam rok 2012 spadek
odnotowano na 17 %. Podobnie rzecz ma się z bezrobociem, które
zamiast oczekiwanego 15 % spadło do aż 25 %. Co to oznacza? Nic
bardziej oczywistego ponad to, że trzyletnie ratowania Grecji i
wydanie na ten cel blisko 270 mld euro spełzło na niczym, ponieważ
sytuacja wygląda niemal dwukrotnie gorzej niż przed wdrożeniem
programu pomocowego. Wniosek nasuwa się sam: Grecja już
zbankrutowała, a Unia stara się tylko przedłużyć agonię w celu
utrzymania stabilności strefy euro – programu wyłącznie
politycznego, nie mającego z ekonomią nic wspólnego.
Ale co to właściwie znaczy:
Grecja zbankrutowała? Odpowiedź jest prosta. Pewnego słonecznego
dnia zbiorą się smutni panowie w Atenach i padnie wśród nich
rozkaz, że należy wysłać do banków, w których zaciągnięte są
pożyczki komunikat, iż wspomniane długi po prostu nie zostaną
zapłacone. Co dalej? Banki stracą przez to miliardy euro, które
przecież nie wzięły się z powietrza, a zostały zwyczajnie
zabrane z kont uczciwych obywateli Niemiec, Francji, Hiszpanii,
Irlandii... i Polski. Tak jest, Szanowni Państwo, ponieważ
pieniądze wpłacane przez nas do naszych ukochanych banków znikają
w zasadzie zaraz po ich wpłaceniu i przekazywane są na kredyty –
między innymi dla Grecji. Łatwo się teraz domyślić, do czego
dojdzie, kiedy banki nie dostaną zwrotu pożyczki.
Teraz zmniejszmy nieco skalę
problemu. Weźmy jakąś drobną firmę, np. wytwórnię pończoch,
która nagle przestała być wypłacalna. Co robi bank? Najmuje
komornika, a ten z kolei zajmuje posiadłości należące do tegoż
producenta pończoch i sprawa jest rozwiązana. Oczywiście, banki
nie mogą ot tak zająć posiadłości państwa greckiego. Warto
zatem cofnąć się z rozważaniami na sam początek i przypomnieć o
pakiecie pomocowym dla Grecji, który zorganizowała Unia Europejska,
a w szczególności... Niemcy. Jeśli banki nie mają żadnej siły
sprawczej, by zajęć zbrojnie (bo tylko taka możliwość wchodzi w
grę) terytorium Grecji, to Niemcy jak najbardziej są do tego
zdolne. I z tego powodu wysyłają kolejne ,,pomoce” dla Aten,
organizują kolejne zbiórki pieniędzy, przez rzucając grecki dług
z bankierów na panią premier Angelę Merkel i jej rząd. Kto wie,
może wszystko dobrze się skończy. A jeśli nie to możemy być
wkrótce świadkami desantu niemieckich komorników (naturalnie
uzbrojonych w czołgi) na wybrzeża Krety albo Rodosu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz