Ostatnie
badania przeprowadzone przez CBOS wskazują wyraźnie, że idea
polskiego uczestnictwa w Unii Europejskiej jest wciąż silna.
Oczywiście, wyraźnie jawi się spadek tych, którzy jeszcze we
Wspólnotę wierzą (jest ich obecnie około 73 % - najniższy
wskaźnik od akcesji Polski do UE), a z kolei rośnie wyraźnie
liczba przeciwników (aktualnie 19 %). Ponadto mamy około 8 %
niezdecydowanych. Mimo wyraźnych tendencji eurosceptycznych Unia
Europejska trzyma Rzeczpospolitą swymi mackami wystarczająco mocno,
by można było w ogóle podejmować dyskusję o dołączeniu do
strefy euro, gdzie wszyscy doskonale wiemy, jak wielkim absurdem jest
ten pomysł.
Warto
podkreślić jeszcze jeden szczegół, który rzuca się w oczy
podczas śledzenia raportu CBOS-u. Mianowicie: regres eurosceptycyzmu
rozpoczął się mniej więcej od kwietnia 2004 roku... czyli
niemalże od momentu przystąpienia Polski do UE. Obserwujemy właśnie
w tym momencie przyrost optymistów oraz gwałtowny spadek sceptyków.
Dlaczego? Przyczyna była oczywista: pieniądze przeznaczone na
kampanie polityczne zostały oddane WYŁĄCZNIE euroentuzjastom, zaś
przeciwnicy musieli walczyć sami – biegać z ulotkami drukowanymi
na własny koszt, agitować na własny rachunek. Do tego telewizja o
nich milczała. Obecnie budzą się różnego rodzaju ruchy medialny,
stawiające wyraźny opór państwowemu monopolowi telewizyjnemu
(Telewizja Trwam, TV Republika). Powstają także nowe czasopisma,
które zdobywają rzesze czytelników, a działający w nich
dziennikarze potrafią postawić się nawet poczynaniom, jakim
dopuścił się pan Hajdarowicz wykupując czasopismo ,,Uważam Rze”.
Opinia publiczna zdecydowanie podniosła się z kola, na które padła
swego czasu przed Gazetą Wyborczą i Michnikiem.
Niestety
takich prądów nie było w 2004 roku, więc wszelkie próby
podejmowane przez eurosceptyków upadły, choć często podejmowane
były również w kręgach partyjnych. Aktywnie w tym względzie
działała głównie Liga Polskich Rodzin. Skoro jednak znamy już
sondaże i podejście do sprawy zwykłych obywateli, to warto zapewne
przyjrzeć się również, jak ten sam problem stoi w perspektywie
partyjnej.
Zacznijmy
zatem z lewa. Tutaj sytuacja wydaje się klarowna – poczynając od
SLD, a na PO (którą niektórzy marzyciele wciąż uważają za
prawicę) skończywszy wszyscy deklarują aktywne uginanie karków i
kolan przed nieudolnymi (jakby nie patrzeć) rządcami z Brukseli. Na
oficjalnej stronie Sojuszu przeczytać możemy ich preferencje na
temat polityki zagranicznej, które w zasadzie można by streścić w
jednym zdaniu: słuchajmy się Brukseli. O ,,palikociarzach” nawet
nie ma co wspominać – szczególnie po uruchomieniu projektu
,,Europa Plus”, mającego na celu oddanie zwierzchnictwa nad
państwem polskim eurokratom (czyt. Niemcom), hańbiąc przy tym
setki lat polskiej historii. Z kolei jeśli chodzi o Platformę, to
sytuacja nijak się nie zmieniła – Donald Tusk we wszystkim
usłucha swojej ukochanej Anieli. Notabene mamy tu do czynienia z
interesującym precedensem, bowiem sytuacja przypomina do złudzenia
tę z XVIII wieku, kiedy to król Stanisław August Poniatowski kulił
się przed pomarszczoną ręką carycy Katarzyny II. Często króla
Poniatowskiego uznaje się za zdrajcę, choć przecież powszechnie
wiadomo, że uczynił on liczne reformy (z Konstytucją 3 maja na
czele), mające na celu odbicie Rzeczpospolitej od dna. Tymczasem
Donald Pierwszy (ale i ostatni) poza naśladowaniem nieudolnej strony
życia króla Augusta nie zrobił nic.
Przejdźmy
zatem na prawo. Tutaj, tuż za rozmytą granicą, sytuuje się PiS
(według niektórych nie-prawica). Warto przypomnieć, że to właśnie
PiS wprowadził Polskę do Unii, a Traktat Lizboński podpisał sam
prezydent Lech Kaczyński. Obecnie również nie wydaje się, by
partia prezesa Kaczyńskiego porzuciła chęci wypełniania rozkazów,
jakie płynął do nas niemal co dnia z Brukseli, a przy najmniej
takie stanowisko określił rzecznik PiS-u, pan Adam Hoffman. Nie
ulega wątpliwości, że Prawo i Sprawiedliwość jest obecnie
najsilniejszą partią opozycyjną (ostatnie badania wskazują, iż
poparciem przebija także Platformę), a w tak ważnej sprawie jak
suwerenność państwa polskiego zajmuje stanowisko niemal równe
rządzącemu obecnie PO. Nie przekonuje ich widocznie narost
biurokracji czy ideologicznych ,,nowinek”, jakie płyną z zachodu
(że o bezrobociu i kolosalnym deficycie budżetowym nie wspomnę).
Pośrednie stanowisko zajmuje Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry,
odrzucając Traktat Lizboński, próby federalizacji Europy oraz
pakty fiskalny. Wystąpienie z Unii, a nie tylko łudzenie się, co
do szansy jej odmienienia (wszak pełną władzę mają w teorii
komisarze – ludzie dobieranie poprzez kooptację, nie zaś wybory)
głoszą takie partie, jak UPR czy Kongres Nowej Prawicy Janusza
Korwin-Mikkego. Pierwsza jednak już zrezygnowała z kandydowania na
rzecz drugiej. A druga przypomina bardziej elitarny klub fanów pana
Korwin-Mikkego aniżeli faktyczną partią, usiłująca wygrać
wybory.
Ponadto
na prawicy tworzy się nowa siła, która już w sondażach otrzymuje
około 2 %, chociaż obecnie jeszcze daleko od tego, by uformowała
się w konkretną partię polityczną. Mowa tu o Ruchu Narodowym,
który to jako jedyny w zasadzie ogłasza za swój cel ideowy
wystąpienie z Unii Europejskiej, a przynajmniej zdecydowanie
sprzeciwia się obecnej pozycji Polski wobec UE oraz wypowiedzenie
Traktatu Lizbońskiego. Na Kongresie, który odbył się w ostatnią
sobotę, głos zabrał między innymi Artur Zawisza, były poseł
PiS, podkreślając założenia ideowe Ruchu, mające na celu reformę
stanowiska Rzeczpospolitej co do Wspólnoty. Przypomniał także o
akcji ściągania z urzędów unijnych flag, jaką podjęli narodowcy
podczas tegorocznego święta 3-go maja.
Mimo
wszystko dwa najbardziej eurosceptyczne grupy, jakimi są Ruch
Narodowy oraz Kongres Nowej Prawicy, stanowią siłę zbyt małą, by
realnie zagrozić aktualnie rządzącej Platformie czy równie
prounijnemu PiS-owi. Odzwierciedla to zapewne obecne stosunki do UE w
Polsce wszystkich obywateli. Buduje nadzieję jednak fakt, że
eurosceptycyzm rośnie w siłę.
Polecam
dział video i fragment wystąpienia pana Artura Zawiszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz