Gibraltar – jałowy, wysunięty
ku południu półwysep od niedawna zajął pierwsze strony portali
informacyjnych. I to wcale nie ze względu na malowniczość widoków,
lecz z powodu sporu, jaki wokół niego rozgorzał. Konflikt
hiszpańsko-brytyjski wybuchł z jakże błahego powodu (o ile
przyjmiemy oficjalne informacje za prawdziwe). Władze półwyspu
usypały bowiem na morzu sztuczną rafę, mającą – jak
zapowiedziano – wspomagać rybołówstwo... i przy okazji blokować
hiszpańskie kutry, których właściciele zwykli korzystać z
zasobów morskich Gibraltaru. Hiszpania rewanżuje się z kolei
zaostrzeniem kontroli celnej, co wywołuje niemałą burzę, bo na tą
odpowiedź znalazła się riposta i ze strony brytyjskiej. Z tej
przyczyny kilka dni temu do zatoki przy ,,Skale” wpłynęły trzy
okręty wojenne pod przewodnictwem HMS ,,Westminster”. Fregata
rakietowa została zwodowana 1992 roku i brała aktywny udział w
zwalczaniu piractwa u wybrzeży Somalii oraz Libii. Mimo swoich lat
wciąż budzi respekt, stąd posunięcie ,,Wyspiarzy” zostało powszechnie potraktowane jako prowokacja.
Od wielu lat spór o skromny
półwysep wydawał się wygasły, jednak złudzeniem była wiara w
to, iż już nigdy nie zostanie pobudzony. Od kilkuset kamieni po
okręty wojenne – tak można by w skrócie opisać obraz obecnego
konfliktu. Brytyjczycy tłumaczą zjawienie się fregaty rakietowej z
obstawą manewrami, które miały odbyć się w pobliżu półwyspu,
jednakże posunięcie to już zostało zinterpretowane jako swego
rodzaju pokaz siły. Wielka Brytania udowadnia po raz wtóry, że nie
jest jedynie biernym obserwatorem polityki europejskiej, ale sama dba
o własne interesy – HMS Westminster jest tego wyraźnym dowodem.
Skąd w ogóle skrawek angielskiej ziemi na samym skraju hiszpańskiego wybrzeża? Cofnijmy się o kilkaset lat. Nazwa Gibraltar pochodzi od
arabskiego zwrotu Dżabal al-Tarik (na cześć wodza berberyjskiego
wodza Tarika) i miała upamiętnić przeprawienie się wojsk
arabskich z Afryki do Europy jeszcze w 711 roku. W zasadzie od tamtej
pory spór o samotną skałę się rozpoczął. Arabowie przebywali
na Półwyspie Iberyjskim aż do 1492 roku, kiedy ostatecznie upadł
ostatni ich andaluzyjski przyczółek – Grenada. Od tamtej pory nad
Gibraltarem zapanowali Hiszpanie. Ich władza trwała do 1704 roku:
wówczas to Brytyjczycy zajęli ,,Skałę”, pozostając jej
zwierzchnikami do dnia dzisiejszego.
Dlaczego tak właściwie
,,Wyspiarzom” zależy na tym skromnym cyplu? Przyczyną na pewno
nie są korzyści materialne, ponieważ ten region nie obfituje w
żadne złoża naturalne ani tym bardziej w grunta nadające się pod
uprawę. Gibraltar nie stanowi także naturalnej bariery między Oceanem
Spokojnym a Morzem Śródziemnym, przez co nie przynosi również
zysków z ceł. Pozostała zatem sama korzyść polityczna... oraz
kwestia mentalności. Półwysep stanowi bowiem jedną z niewielu
pamiątek po brytyjskim kolonializmie, który to przecież wiąże
się ze znaczeniem wysp brytyjskich w ówczesnym świecie. Jednakże
to zaledwie drugie oblicze problemu – głównym wciąż pozostaje
polityka. Posiadanie skromnej bo skromnej, ale mimo wszystko enklawy
na terenie obcego państwa umożliwia bezpieczne zakwaterowanie
okrętów czy innego rodzaju jednostek wojskowych. Ponadto posiadłość
ta pozwala ,,Wyspiarzom” rozdmuchać konflikt, którego właśnie
jesteśmy świadkami.
Po dziś dzień nie wiadomo,
chociaż od początku zaostrzenia sporu minęło już sporo czasu,
dlaczego tak właściwie rywalizacja brytyjsko-hiszpańska znów się
ożywiła. Kluczem do zrozumienia całej sprawy może być reakcja
obu stron, jeśli chodzi o międzynarodowy arbitraż. Wydarzenia –
czy też zostały wywołane umyślnie, czy nie – spowodują
wysłanie na półwysep europejskiej komisji, zaś prezentacja
okrętów wojennych u hiszpańskiego wybrzeża to znamienny pokaz
siły – tak ważny w dniach, kiedy ,,Wyspiarze” głośno mówią
o możliwości wystąpienia z UE, a przez to odrzucenia roli
niemieckiego sługusa. Spróbują oni wówczas zapewne sami chwycić
stery Europy i odegrać jakąś zdecydowanie ważniejszą rolę.
Popis w Gibraltarze to nie pierwszy krok w tym kierunku, bowiem kilka
miesięcy temu Wielka Brytania rozpoczęła ścisłą współpracę z
Norwegią pod względem niezależności energetycznej. Poczekamy,
zobaczymy – to jedyne słowa, jakie możemy wypowiedzieć z całą
pewnością. Trudno dziś rozpoznać prawdziwe oblicze konfliktu i
skazani jesteśmy na domysły.
A na koniec zastanówmy się,
czy parlament brytyjski nie wyszedłby lepiej na sprzedaży półwyspu
Hiszpanom. Zastanówmy się? Nie, zbyt wiele powiedziane, bo nie ma
tu czego rozważać. Wystarczy po prostu dodać, że takie
rozwiązanie jest absolutnie niemożliwe. I to nie ze względu na
ideę czy polityczne zamiary. Hiszpania najzwyczajniej w świecie –
dzięki swojej głębokiej integracji z UE – stanowi państwo
totalnie zadłużone z bezrobociem wśród młodzieży na poziomie
40%. Jak zatem mieliby wykupić tak ważny, bo strategiczny punkt?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz