Felietony i komentarze

środa, 18 września 2013

Walka o każdy grosz


Wielki sukces ogłosił Donek Tusk, kiedy osiągnięto porozumienie w sprawie budżetu dla Polski, który ma nam udzielić Unia Europejka (ma, bo nie wiadomo czy zostanie to zrealizowano – bankructwo przecież jest możliwe). Ostatecznie w latach 2014-2020 mamy dostać jakieś 441 mld złotych. Czy to dużo? Nie, absolutnie nie. Rocznie wyjdzie to ledwie 3.7 procent polskiego PKB. Powiedzmy jaśniej – to tak, jakby obywatel zarabiający średnio 2000 zł miesięcznie znalazł 74 zł na ulicy, zorganizował z tej okazji uroczysty obiad, zebrał całą rodzinę, aby zastanowili się wszyscy wspólnie, jak wydać te pieniądze. Tak mniej więcej wygląda ten ,,tuskowy sukces”. Połączony z kradzieżą funduszy z OFE byłby nawet okazały, gdyby nie pewne niedogodności, które zaserwowała nam ostatnio Unia i z którymi nasz rząd nie może sobie poradzić (jakby z czymkolwiek mógł...).
Zacznijmy od jednego z naszych największych bogactw – rolnictwa. Posłużmy się pewną analogią. Pośród szkolnej młodzieży (szczególnie tej mniej zdyscyplinowanej) z reguły występuje jakiś skromny osobnik, którego obdarowuje się mianem ,,chłopca do bicia”. Takim właśnie osobnikiem na arenie międzynarodowej jest Polska, a Unia (mówiąc ściślej – Niemcy) postanowiły wycisnąć z tegoż biednego chłopca jak najwięcej się da. Dlatego też sformułowano w Brukseli oskarżenie, jakoby w latach 2004-2005 Polska źle wydała pieniądze przeznaczone na rolnictwo (mówi się o 47 mln złotych, choć początkowo krążyły głosy o ponad 100). A skoro źle wydała albo nie zrobiła tego wcale (jak zalecano) musi wszystkie te pieniądze zwrócić. Donek Tusk i Radek Sikorski próbowali odwoływać się do międzynarodowych trybunałów, ale wszystko na marne. Teraz dumają nad odwołaniem, chociaż ja – nie będąc żadnym wysoko postawionym urzędnikiem UE – stwierdzam wprost: to nie wypali. Plan był, aby te pieniądze Polsce odebrać. I zostaną odebrane. Takie czasy – nie trzeba czołgów, dział, pancerników, nalotów dywanowych i ofensyw, nie trzeba ostrzeliwać Westerplatte, mordować elit w Katyniu: Polski rząd posłusznie schyli główkę, a potem bez szemrania odda, co (nie)należy.
To tylko jeden krok, bo przy następnym zwala się nam na głowę pakiet klimatyczny, który to zmusza nas do inwestowania w tzw. ,,alternatywne źródła energii” (oczywiście ekologiczne). Nie możemy przecież produkować nadmiernej ilości CO2 (mimo że nasza gospodarka opiera się na węglu) i powiększać dziury ozonowej, bo mordercze promieniowanie z kosmosu przypali łysawą główkę pani Merkel. Tutaj jednak szczęście nam sprzyja, bo Parlament Europejski odrzucił ostatnią rezolucję w sprawie poważnych ograniczeń w sprawie wytwarzania dwutlenku węgla. Oczywiście na tym sprawa się nie kończy – poza wspomnianą rezolucją istnieją wciąż obszerne projekty (i będą powstawać nadal) w ramach pakietu klimatycznego. Możemy być pewni, że ilość pozwoleń na emisję będzie systematycznie zmniejszana.
Toczy się tymczasem dalej sprawa gazu łupkowego, choć amerykański koncern, który miałby zająć się wydobyciem tegoż w Polsce natrafił ostatnio na poważne problemy w Rumunii. Obywatele protestowali przeciwko zagrożeniu, jakie podobno niesie ze sobą amerykańska metoda odwiertów (jej stosowanie może doprowadzić do skażenia wód gruntowych). Tak czy inaczej ostatecznie projekt może nie dojść do skutku z powodu blokady, jaki może nań nałożyć Unia. Absolutnie nie chodzi tu o skażenie wód i ludzi, którzy mogliby się nimi zatruć, ale o kwestię korzystania z tego gazu, a co za tym idzie – wydzielania nadmiernej ilości CO2. Głosowanie w sprawie dyrektywy na ten temat miało odbyć się dzisiaj. Wkrótce informacje o rozstrzygnięciu powinny ujrzeć światło dzienne.
Tak wygląda pozycja Polski na arenie międzynarodowej. Problemy z zewnętrznym wpływem na interesy naszego jak najbardziej suwerennego i w pełni niepodległego państewka są nad wyraz znaczące. Kogo to obchodzi? Na pewno nie zdrajcę Radka Sikorskiego (podobno naszego ministra od spraw zagranicznych), który woli dbać o integrację Ukrainy z UE niż o silniejszą pozycję Rzeczpospolitej w Europie. Donalda Tuska? Możliwe, o ile oczywiście jego ukochana Aniela Merkel nie powie inaczej. Ministra Sienkiewicza? Nie, to zupełnie odpada, bo przecież miał on się uganiać za kibicami. Rostowskiego? Też raczej mało prawdopodobne. Z rzetelnego źródła wiem, że minister finansów nieustannie ogląda ,,Jak ugryźć dziesięć milionów?”. Dlaczego – możemy się tylko domyślać.

Wniosek jest jeden: na Polskim interesie zależy tylko nam, Polakom. Jaki mamy wpływ na to, co robi z nami Unia Europejska? Żaden. Dlatego warto pamiętać, że przy każdej okazji należy zrobić wszystko, by ją opuścić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz