Wielki
sukces ogłosił Donek Tusk, kiedy osiągnięto porozumienie w
sprawie budżetu dla Polski, który ma nam udzielić Unia Europejka
(ma, bo nie wiadomo czy zostanie to zrealizowano – bankructwo
przecież jest możliwe). Ostatecznie w latach 2014-2020 mamy dostać
jakieś 441 mld złotych. Czy to dużo? Nie, absolutnie nie. Rocznie
wyjdzie to ledwie 3.7 procent polskiego PKB. Powiedzmy jaśniej –
to tak, jakby obywatel zarabiający średnio 2000 zł miesięcznie
znalazł 74 zł na ulicy, zorganizował z tej okazji uroczysty obiad,
zebrał całą rodzinę, aby zastanowili się wszyscy wspólnie, jak
wydać te pieniądze. Tak mniej więcej wygląda ten ,,tuskowy
sukces”. Połączony z kradzieżą funduszy z OFE byłby nawet
okazały, gdyby nie pewne niedogodności, które zaserwowała nam
ostatnio Unia i z którymi nasz rząd nie może sobie poradzić
(jakby z czymkolwiek mógł...).
Zacznijmy
od jednego z naszych największych bogactw – rolnictwa. Posłużmy
się pewną analogią. Pośród szkolnej młodzieży (szczególnie
tej mniej zdyscyplinowanej) z reguły występuje jakiś skromny
osobnik, którego obdarowuje się mianem ,,chłopca do bicia”.
Takim właśnie osobnikiem na arenie międzynarodowej jest Polska, a
Unia (mówiąc ściślej – Niemcy) postanowiły wycisnąć z tegoż
biednego chłopca jak najwięcej się da. Dlatego też sformułowano
w Brukseli oskarżenie, jakoby w latach 2004-2005 Polska źle wydała
pieniądze przeznaczone na rolnictwo (mówi się o 47 mln złotych,
choć początkowo krążyły głosy o ponad 100). A skoro źle wydała
albo nie zrobiła tego wcale (jak zalecano) musi wszystkie te
pieniądze zwrócić. Donek Tusk i Radek Sikorski próbowali
odwoływać się do międzynarodowych trybunałów, ale wszystko na
marne. Teraz dumają nad odwołaniem, chociaż ja – nie będąc
żadnym wysoko postawionym urzędnikiem UE – stwierdzam wprost: to
nie wypali. Plan był, aby te pieniądze Polsce odebrać. I zostaną
odebrane. Takie czasy – nie trzeba czołgów, dział, pancerników,
nalotów dywanowych i ofensyw, nie trzeba ostrzeliwać Westerplatte,
mordować elit w Katyniu: Polski rząd posłusznie schyli główkę,
a potem bez szemrania odda, co (nie)należy.
To
tylko jeden krok, bo przy następnym zwala się nam na głowę pakiet
klimatyczny, który to zmusza nas do inwestowania w tzw.
,,alternatywne źródła energii” (oczywiście ekologiczne). Nie
możemy przecież produkować nadmiernej ilości CO2 (mimo że nasza
gospodarka opiera się na węglu) i powiększać dziury ozonowej, bo
mordercze promieniowanie z kosmosu przypali łysawą główkę pani
Merkel. Tutaj jednak szczęście nam sprzyja, bo Parlament Europejski
odrzucił ostatnią rezolucję w sprawie poważnych ograniczeń w
sprawie wytwarzania dwutlenku węgla. Oczywiście na tym sprawa się
nie kończy – poza wspomnianą rezolucją istnieją wciąż
obszerne projekty (i będą powstawać nadal) w ramach pakietu
klimatycznego. Możemy być pewni, że ilość pozwoleń na emisję
będzie systematycznie zmniejszana.
Toczy
się tymczasem dalej sprawa gazu łupkowego, choć amerykański
koncern, który miałby zająć się wydobyciem tegoż w Polsce
natrafił ostatnio na poważne problemy w Rumunii. Obywatele
protestowali przeciwko zagrożeniu, jakie podobno niesie ze sobą
amerykańska metoda odwiertów (jej stosowanie może doprowadzić do
skażenia wód gruntowych). Tak czy inaczej ostatecznie projekt może
nie dojść do skutku z powodu blokady, jaki może nań nałożyć
Unia. Absolutnie nie chodzi tu o skażenie wód i ludzi, którzy
mogliby się nimi zatruć, ale o kwestię korzystania z tego gazu, a
co za tym idzie – wydzielania nadmiernej ilości CO2. Głosowanie w
sprawie dyrektywy na ten temat miało odbyć się dzisiaj. Wkrótce
informacje o rozstrzygnięciu powinny ujrzeć światło dzienne.
Tak
wygląda pozycja Polski na arenie międzynarodowej. Problemy z
zewnętrznym wpływem na interesy naszego jak najbardziej suwerennego
i w pełni niepodległego państewka są nad wyraz znaczące. Kogo to
obchodzi? Na pewno nie zdrajcę Radka Sikorskiego (podobno naszego
ministra od spraw zagranicznych), który woli dbać o integrację
Ukrainy z UE niż o silniejszą pozycję Rzeczpospolitej w Europie.
Donalda Tuska? Możliwe, o ile oczywiście jego ukochana Aniela
Merkel nie powie inaczej. Ministra Sienkiewicza? Nie, to zupełnie
odpada, bo przecież miał on się uganiać za kibicami.
Rostowskiego? Też raczej mało prawdopodobne. Z rzetelnego źródła
wiem, że minister finansów nieustannie ogląda ,,Jak ugryźć
dziesięć milionów?”. Dlaczego – możemy się tylko domyślać.
Wniosek
jest jeden: na Polskim interesie zależy tylko nam, Polakom. Jaki
mamy wpływ na to, co robi z nami Unia Europejska? Żaden. Dlatego
warto pamiętać, że przy każdej okazji należy zrobić wszystko,
by ją opuścić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz