Felietony i komentarze

czwartek, 5 września 2013

Syryjski kocioł

- Szanowni Panowie – mówi Donek Tusk na pospiesznie zorganizowanym zebraniu partyjnym. - W sprawie smoleńskiej zawaliliśmy.
W skromnym pokoiku – bo przecież działacze Platformy nigdy w zbytkach nie gustowali, jakżeby! – zapanowała grobowa cisza. Tylko gdzieś z kąta posypała się wiązka klątw i bluzgów – to wujcio Stefan wspinał się na własne intelektualne szczyty. Wreszcie, po dość długiej chwili milczenia ktoś ośmiela się zadać pytanie:
- Jak to, Panie Premierze?
- Panowie – powiada ze smutkiem Donek. - Amerykanie wzięli próbki z Syrii i przebadali je natychmiast bez wcześniejszego zdeponowania ich na kilka lat w rosyjskich sejfach. A myśmy myśleli, że to tak właśnie trzeba...

Jednak choć ironia sama ciśnie się na usta należy przynajmniej na chwilę ją stłumić, bo przecież – jakby nie patrzeć – w Syrii zginęli ludzie. Niestety Wielki Protektor Świata, Barak Obama, sam dał pokaz niesłychanej ironii jeszcze długi czas przed nieszczęśliwym zdarzeniem, wytaczając prezydentowi Baszarowi al-Asadowi cienką czerwoną linię, którą miało być właśnie użycie broni gazowej. Poprzez ten znak Obama dał wyraźny znak – mordujcie ile chcecie byle nie gazem. Mimo paradoksalności tej wypowiedzi świat nie protestował. Tymczasem szum jest co niemiara. Doszło bowiem do wielkiej zbrodni nie tylko przeciwko międzynarodowym konwencjom (których zauważmy Syria i Asad nie podpisywali), ale także – a może przede wszystkim – przeciw ludzkości! Zatem trzeba łapać rewolwer i wymierzać sprawiedliwość.
Znów wdziera się ironia. Nie, tym razem prześledźmy sprawę na chłodno. Wiemy zasadniczo, że gazu de facto użyto. Trudno byłoby spreparować tyle zdjęć, pomijając kwestię próbek. Zakładamy zatem od razu, iż uczynku tego dokonano. Pozostaje w takim wypadku jedno zasadnicze pytanie: kto tego dokonał? Odpowiedzi próbowano udzielać we wszelki możliwy sposób, więc nie brakuje różnorakich opinii na ten temat.
Na pierwszym miejscu postawmy Baszara al-Asada. Wiemy doskonale, że prowadzi on wojnę z rebeliantami i to właśnie on jest oficjalnie potępiany przez wszelkie media publiczne za bronienie żelazną ręką swojego ,,reżimu”. Faktycznie nie trzeba się za bardzo starać, żeby oczernić powstańczą Wolną Armię Syrii, a nie rząd. To żołnierze WAS-u na jednym z internetowych filmów mordowali ludzi, zjadając później ich ciała. To żołnierze WAS-u ścięli pod koniec czerwca tego roku katolickiego księdza Francoisa Murada (film z egzekucji również trafił do internetu). I o ile nie można pozostawić prezydenta Asada bez słowa krytyki, to jednak warto przyjrzeć się choć odrobinę bliżej obu stronom konfliktu. Szybko może się okazać, że nie ma tam jawnych złoczyńców i sprawiedliwych.
Wojska syryjskie toczą regularne boje z uzbrojonymi rebeliantami, a sarin spadł mimo wszystko między zabudowania cywilne. Czy ma to jakiś sens? Nieomal zdławiona rebelia i gaz, który nagle podburza gniew na arenie międzynarodowej w konsekwencji czego zapowiedziane są także działania zbrojne? Czy to ma jakikolwiek sens? Strzelać sobie w kolano dwa kroki przed metą? Po kiego diabła?!
Baszar al-Asad wyraźnie stwierdził, że o zastosowaniu sarinu nie może być mowy. Niedługo po tym wydarzeniu telewizja syryjska podała informację, iż gaz bojowy znaleziono pod Damaszkiem – w schowkach Wolnej Armii Syrii. Tych informacji jednak w żaden sposób nie da się zweryfikować, przez co ich przydatność ograniczona jest niemal do zera. Jednakże to na rękę rebeliantów było owo zagranie – czy potraktujemy ich jako wojowników za wolność, czy też zwykłych bandytów.
Jak wiemy na tym lista się nie zamyka. Jest jeszcze jeden element układanki – Izrael, a z nim całe Stany Zjednoczone. Oba te państwo łączy jedno – Iran. Dlaczego? Dla Izraela to właśnie Iran jest potencjalnym zagrożeniem, szczególnie ze swoimi głowicami nuklearnymi, który w końcu kiedyś zostaną doprowadzone do stanu pełnej używalności. Tymczasem dla USA Iran jest idealnym punktem wydobycia ropy naftowej. Z kolei interwencja w Syrii znacznie przybliżyłaby oba państwa do osiągnięcia swoich politycznych zamiarów właśnie względem Iranu. Dodatkowe wojska w tym rejonie nigdy nie zaszkodzą... Kto wie, czy to nie Mossad zrzucił między ludność cywilną pociski z gazem? Ano nikt. Zapytajmy jeszcze: czy jest to niemożliwe? Oczywiście, że nie jest. Izrael od początku swego istnienia (mam na myśli współczesne państwo, a nie czasy zamierzchłe) chwieje się na krawędzi, ale gimnastykuje się usilnie, byleby tylko wzmocnić podłoże, na którym przychodzi mu stać.
Dodajmy jeszcze jednego – czwartego – gracza na szachownicę. Wiemy dobrze, że Baszar al-Asad nie sprawuje rządów samodzielnie. Jest to nierealne. Pomaga mu jakaś wąska klika doradców, administracja państwowa, wojsko oraz agentura. Może zaistnieć sytuacja, w której to podziemie państwowe w postaci wywiadu przestanie byś usatysfakcjonowane i postanowi pozbyć się niewygodnego wodza. Owszem, brzmi to dość niecodziennie, bo w Polsce podobnego rozbratu nie dostrzegamy, to jednak Bliski Wschód różni się od nas diametralnie.

Kocioł syryjski ma niejedno oblicze o czym warto pamiętać, szczególnie wtedy, gdy leje się z Brukseli propaganda (Francja i Niemcy już wszak gotowe są do działania). Indoktrynacja to w zasadzie żadna dla nas nowość, jednak czasami w podobnych sprawach biorą górę emocje. Z tym że... im o to właśnie chodzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz