- Szanowni Panowie – mówi
Donek Tusk na pospiesznie zorganizowanym zebraniu partyjnym. - W
sprawie smoleńskiej zawaliliśmy.
W skromnym pokoiku – bo
przecież działacze Platformy nigdy w zbytkach nie gustowali,
jakżeby! – zapanowała grobowa cisza. Tylko gdzieś z kąta
posypała się wiązka klątw i bluzgów – to wujcio Stefan wspinał
się na własne intelektualne szczyty. Wreszcie, po dość długiej
chwili milczenia ktoś ośmiela się zadać pytanie:
- Jak to, Panie Premierze?
- Panowie – powiada ze
smutkiem Donek. - Amerykanie wzięli próbki z Syrii i przebadali je
natychmiast bez wcześniejszego zdeponowania ich na kilka lat w
rosyjskich sejfach. A myśmy myśleli, że to tak właśnie trzeba...
Jednak choć ironia sama ciśnie
się na usta należy przynajmniej na chwilę ją stłumić, bo
przecież – jakby nie patrzeć – w Syrii zginęli ludzie.
Niestety Wielki Protektor Świata, Barak Obama, sam dał pokaz
niesłychanej ironii jeszcze długi czas przed nieszczęśliwym
zdarzeniem, wytaczając prezydentowi Baszarowi al-Asadowi cienką
czerwoną linię, którą miało być właśnie użycie broni
gazowej. Poprzez ten znak Obama dał wyraźny znak – mordujcie ile
chcecie byle nie gazem. Mimo paradoksalności tej wypowiedzi świat
nie protestował. Tymczasem szum jest co niemiara. Doszło bowiem do
wielkiej zbrodni nie tylko przeciwko międzynarodowym konwencjom
(których zauważmy Syria i Asad nie podpisywali), ale także – a
może przede wszystkim – przeciw ludzkości! Zatem trzeba łapać
rewolwer i wymierzać sprawiedliwość.
Znów wdziera się ironia. Nie,
tym razem prześledźmy sprawę na chłodno. Wiemy zasadniczo, że
gazu de facto użyto. Trudno byłoby spreparować tyle zdjęć,
pomijając kwestię próbek. Zakładamy zatem od razu, iż uczynku
tego dokonano. Pozostaje w takim wypadku jedno zasadnicze pytanie:
kto tego dokonał? Odpowiedzi próbowano udzielać we wszelki możliwy
sposób, więc nie brakuje różnorakich opinii na ten temat.
Na pierwszym miejscu postawmy
Baszara al-Asada. Wiemy doskonale, że prowadzi on wojnę z
rebeliantami i to właśnie on jest oficjalnie potępiany przez
wszelkie media publiczne za bronienie żelazną ręką swojego
,,reżimu”. Faktycznie nie trzeba się za bardzo starać, żeby
oczernić powstańczą Wolną Armię Syrii, a nie rząd. To żołnierze
WAS-u na jednym z internetowych filmów mordowali ludzi, zjadając
później ich ciała. To żołnierze WAS-u ścięli pod koniec
czerwca tego roku katolickiego księdza Francoisa Murada (film z
egzekucji również trafił do internetu). I o ile nie można
pozostawić prezydenta Asada bez słowa krytyki, to jednak warto
przyjrzeć się choć odrobinę bliżej obu stronom konfliktu. Szybko
może się okazać, że nie ma tam jawnych złoczyńców i
sprawiedliwych.
Wojska syryjskie toczą
regularne boje z uzbrojonymi rebeliantami, a sarin spadł mimo
wszystko między zabudowania cywilne. Czy ma to jakiś sens? Nieomal
zdławiona rebelia i gaz, który nagle podburza gniew na arenie
międzynarodowej w konsekwencji czego zapowiedziane są także
działania zbrojne? Czy to ma jakikolwiek sens? Strzelać sobie w
kolano dwa kroki przed metą? Po kiego diabła?!
Baszar al-Asad wyraźnie
stwierdził, że o zastosowaniu sarinu nie może być mowy. Niedługo
po tym wydarzeniu telewizja syryjska podała informację, iż gaz
bojowy znaleziono pod Damaszkiem – w schowkach Wolnej Armii Syrii.
Tych informacji jednak w żaden sposób nie da się zweryfikować,
przez co ich przydatność ograniczona jest niemal do zera. Jednakże
to na rękę rebeliantów było owo zagranie – czy potraktujemy ich
jako wojowników za wolność, czy też zwykłych bandytów.
Jak wiemy na tym lista się nie
zamyka. Jest jeszcze jeden element układanki – Izrael, a z nim
całe Stany Zjednoczone. Oba te państwo łączy jedno – Iran.
Dlaczego? Dla Izraela to właśnie Iran jest potencjalnym
zagrożeniem, szczególnie ze swoimi głowicami nuklearnymi, który w
końcu kiedyś zostaną doprowadzone do stanu pełnej używalności.
Tymczasem dla USA Iran jest idealnym punktem wydobycia ropy naftowej.
Z kolei interwencja w Syrii znacznie przybliżyłaby oba państwa do
osiągnięcia swoich politycznych zamiarów właśnie względem
Iranu. Dodatkowe wojska w tym rejonie nigdy nie zaszkodzą... Kto
wie, czy to nie Mossad zrzucił między ludność cywilną pociski z
gazem? Ano nikt. Zapytajmy jeszcze: czy jest to niemożliwe?
Oczywiście, że nie jest. Izrael od początku swego istnienia (mam
na myśli współczesne państwo, a nie czasy zamierzchłe) chwieje
się na krawędzi, ale gimnastykuje się usilnie, byleby tylko
wzmocnić podłoże, na którym przychodzi mu stać.
Dodajmy jeszcze jednego –
czwartego – gracza na szachownicę. Wiemy dobrze, że Baszar
al-Asad nie sprawuje rządów samodzielnie. Jest to nierealne. Pomaga
mu jakaś wąska klika doradców, administracja państwowa, wojsko
oraz agentura. Może zaistnieć sytuacja, w której to podziemie
państwowe w postaci wywiadu przestanie byś usatysfakcjonowane i
postanowi pozbyć się niewygodnego wodza. Owszem, brzmi to dość
niecodziennie, bo w Polsce podobnego rozbratu nie dostrzegamy, to
jednak Bliski Wschód różni się od nas diametralnie.
Kocioł syryjski ma niejedno
oblicze o czym warto pamiętać, szczególnie wtedy, gdy leje się z
Brukseli propaganda (Francja i Niemcy już wszak gotowe są do
działania). Indoktrynacja to w zasadzie żadna dla nas nowość,
jednak czasami w podobnych sprawach biorą górę emocje. Z tym że...
im o to właśnie chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz