Felietony i komentarze

środa, 27 listopada 2013

Lew poskromiony?


Podobno jedno z największych zagrożeń dla światowego pokoju zostało zażegnane, bowiem Iran zrezygnował ze swojego programu nuklearnego, a mówiąc ściślej – udostępnił wspomniany program dla obserwatorów z mocarstw światowych. Wielka euforia ogarnęła politykierów pokroju Baraka Obamy czy pani Ashton (,,naszej”, bo unijnej, minister od polityki zagranicznej), choć oczywiście nie odcisnęło to zbyt mocnego piętna na polskich ,,wybrańcach ludu”. Co tam dla nich jakieś rakiety nuklearne! My mamy ważniejsze problemy – tradycyjne, można by powiedzieć – aferę korupcyjną. Do tego Donek przemeblowuje własny gabinet, wymieniając błaźniących się już niejeden raz ministrów na takich, którzy zbłaźnić się dopiero zamierzają. Tak czy siak – czeka nas cyrk, a Iran niech robi, co zechce. Podobnie zresztą zachowały się polskie media, choć nic z wym dziwnego, bo przecież są one (w większości) częścią post-PRL-owskiego establishmentu.
Przyczyną takiego stanu rzeczy nie muszą być jednak ważniejsze sprawy, ale po prostu mus lojalnościowy. Może zwyczajnie nasi drodzy władycy trzymają stronę Izraela, który od razu potępił ideę porozumienia z Iranem, uważając ją za ,,historyczny błąd” - jak wyraził się premier państwa żydowskiego Benjamin Netanjah. W każdym razie niewiele zmieniłyby słowa Donka Tuska czy zdrajcy Radka Sikorskiego, więc może w lepszej sytuacji stajemy, wysłuchując ich milczenia w tej sprawie. Kto wie, a nuż przedstawiciele polskiego MSZ-u wpadliby na pomysł, żeby za ów ,,historyczny błąd” oskarżyć właśnie samą Polskę. Przypomnijmy chociażby Marsz Niepodległości i incydent, w wyniku którego spłonęła butka wartownicza przed rosyjską ambasadą. Niedługo po wspomnianym wydarzeniu to właśnie ,,nasz” MSZ ogłosił, że została złamana konwencja wiedeńska (o nienaruszalności terytorium ambasad), stawiając jednocześnie państwo polskie w najgorszej z możliwych sytuacji. Geniusze!
Wróćmy jednak na Bliski Wschód i do wspomnianego Izraela. Wystąpienia tamtejszego premiera nie sprowadzało się jedynie do ogłoszenia wszem i wobec wielkiego błędu, ale także do ogłoszenia, iż państwo żydowskie podejmie wszelkie środki obrony przeciwko Iranowi. Dziwaczne słowa, jak na moment porozumienia między przedstawicielami Izraela (oczywiście mam tu na myśli Stany Zjednoczone) a izraelskim wrogiem. To przecież głowic nuklearnych kraj wyznawców judaizmu bał się najbardziej! Chyba że Izraelczykom wcale nie chodzi o obronę, a o całkowite zdewastowanie nieprzyjaciół w tym rejonie. W takim wypadku możemy spodziewać się, że niedługo prezydent Iranu użyje broni chemicznej na podległych sobie cywilach – i cóż z tego, że nie ma wojny! A może dojdzie do jeszcze gorszego incydentu? Barak Obama po sukcesu w obradach z Iranem ogłosił wszem i wobec, że wynik rokowań przybliża cały świat do osiągnięcia pełnego ,,pokoju i bezpieczeństwa”. W odpowiedzi na te słowa jeden z internautów zacytował I List do Tesaloniczan: ,,Kiedy bowiem będą mówić ,,pokój i bezpieczeństwo” - tak niespodziewanie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą”. Co więcej dodać? Poczekamy – zobaczymy!
Nieco dalej na północny-zachód od Iranu, na Ukrainie, możemy obserwować przebieg oddalania się od Kijowa umowy stowarzyszeniowej z UE. W wyniku takiego obrotu sprawy ludzie wyszli na ulice, demonstrując swoje niezadowolenie. ,,Centralny Aparat Przemocy” (policja) rozpoczął tłamszenie tej miniaturowej rewolucji, a my mieliśmy okazję przeczytać w mediach, jak to ukraiński reżim uciska biedny naród. Szkoda, że tego rodzaju teksty pisane są pod flagą ukraińską, a nie zaś polską, gdzie również ,,Centralny Aparat Przemocy” używał podobnych metod względem tłumu zebranego na jak najbardziej pokojowej manifestacji 11 listopada. Wówczas to manifestujących nazywano bandytami nie zaś tych, którzy strzelali gumowymi kulami do kobiet i dzieci. Oczywiście nic w tym dziwnego – taka jest rola przekupnych mediów, aby wszelki sprzeciw wobec rozszerzania eurkołchozu wprost nazywać totalitaryzmem, faszyzmem, bandytyzmem czy czymkolwiek jeszcze by się dało.

Na zakończenia zapraszam wszystkich Państwa do obejrzenia materiału filmowego w dziale ,,Audio i video”, gdzie zamieściłem relację Telewizji Republika z brutalnego aresztowania przypadkowego przechodnia na Marszu Niepodległości. 

piątek, 22 listopada 2013

Znienawidzony kraj znad Wisły


Rzeczpospolita Polska stała się od jakiegoś czasu regularnym celem ataków ze strony państw zachodnich. Prym wiodą tu oczywiście Niemcy, publikujące co jakiś czas artykuły ze wspomnieniem ,,polskich obozów zagłady” czy podejmując jeszcze ostrzejsze kłamliwe ofensywy w postaci szeroko rozpowszechnionych filmów fabularnych. Od rządu polskiego tymczasem nie można doprosić się kontrataku, a nawet chociażby zwyczajnej obrony historii, którą tworzyli przodkowie tychże osób zrzeszonych w rządzie. Ba! Przekaz słyszymy wręcz odwrotny i to nie poprzez czytanie między wierszami, ale wypowiedziany wprost. Przykładów możemy mnożyć wiele z ust samego szefa polskiego MSZ-u, zdrajcy Radosława Sikorskiego. Zacytujmy zatem kilka zdań z jego przemówienia wygłoszonego w Berlinie na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej: ,,Zapewne jestem pierwszym w historii ministrem spraw zagranicznych Polski, który to powie: Mniej zaczynam się obawiać niemieckiej potęgi niż niemieckiej bezczynności. Niemcy stały się niezbędnym narodem Europy”. Tak oto słodził ,,nasz” minister tym, którzy bezwzględnie realizują cel swojej polityki historycznej, jakim jest powolne przerzucanie winy za zbrodnie II wojny światowej z Niemców na Polaków.
Drugim źródłem nieustającej antypolskiej ofensywy jest nie tyle państwo członkowskie UE, co sama UE. Tutaj szturm odbywa się jednak nie głównie w sferze polityczno-społecznej, ale wprost gospodarczej. Polska jest bowiem krajem, który jak do tej pory spotkał się z największą ilością pozwów przed europejskimi trybunałami – a to za nie wdrożenie unijnych praw, a to z powodu problemu, jaki miała pewna kobieta z dokonaniem w Polsce aborcji itp. itd. Ponadto z pozycji brukselskiej atakują Rzeczpospolitą sami jej liderzy, jak chociażby wspomniany powyżej zdrajca Radosław Sikorski. Na berlińskim przemówieniu powiedział jednak nieco więcej – zdradził nam, wbrew płynącej zewsząd propagandzie, że Unia Europejska jest już państwem federalnym. Przecież powszechnie polski tłumek ma wierzyć, że państwo o nazwie ,,Unia Europejska” w ogóle nie istnieje. Skąd więc takie niedopatrzenie? A może na tym etapie propagandy już nie potrzeba? Może wszystko zostało wykonane poprawnie i demokratyczna większość uwierzyła w sączone im z telewizorów bajeczki? Polskie poparcie dla UE zapisane w najnowszych sondażach CBOS-u wprost świadczy, że tak właśnie może być.
Na tym jednak zdrajca Sikorski przemówienia nie zakończył. Stwierdził on między innymi, że najważniejsze dla przetrwania Polski jest przetrwanie strefy euro. Faktycznie brakuje tu jakiegokolwiek związki, bo Polska we wspomnianej strefie nie uczestniczy... ale skoro powiązania według Sikorskiego istnieją, to znaczy, że nawet państwa nie należące muszą za upadek euro płacić. Ponadto szef MSZ-u wysnuł imponujące plany pogłębienia centralizacji Unii poprzez nadanie jeszcze szerszych kompetencji Komisji z jednoczesnym połączeniem stanowiska naczelnego komisarza (przypomnijmy, że nieobieralnego) z szefem Rady Europejskiej. Totalitaryzm szerzy się pod tradycyjnym kapeluszem demokracji... co zresztą Niemcy doskonale mają wyćwiczone dzięki Adolfowi Hitlerowi.
Kolejny popis polskiej polityki zagranicznej mieliśmy po Marszu Niepodległości, kiedy to od razu rzucili się ,,nasi” politycy do przepraszania rządu Federacji Rosyjskiej za spalenie butki strażniczej, która przecież i tak de facto należała do polskiej policji i nie znajdowała się na terytorium ambasady. Padło w wyniku incydentu i jego następstw słuszne stwierdzenie, że Rosjanie zacieklej walczą o budkę strażniczą niż my o wrak smoleński. Nic dziwnego – ,,nasi” parszywi politykierzy nie mają odwagi podnieść głosu na obelgi i znieważenia płynące z zagranicy. Nie po to zostali posadzeni na stołkach przez Brukselę, Moskwę czy Berlin (a jeśli nie zostali wprost przez nich osadzeni, to dzięki nim je trzymają), aby teraz gryźć rękę, która karmi. Oni będą usłużni aż do ostatniej godziny.
Z tej przyczyny za obronę Polski biorą się obywatele. W tym celu powołano do życia Redutę Dobrego Imienia Polski – oddolną organizację, mającą za zadanie przeciwstawiać się nadużyciom, jakie rysują się za granicą na temat naszej ojczyzny. Organizacja wytoczyła już pierwszy pozew przeciwko wspomnianemu filmowi niemieckiemu, przedstawianemu z wielką aprobatą także w ,,polskich” mediach. Reduta regularnie namawia na swojej oficjalnej stronie internetowej (http://reduta-dobrego-imienia.pl) do przysyłania wszelkich przejawów zniesławiania Rzeczpospolitej, by oni mogli przesłać sprawę dalej.

Niestety przed przejawami wojny ekonomicznej Reduta nie zdoła nas ochronić. Kolejnym krokiem w tej płaszczyźnie, jaką podjęła Unia Europejska jest oskarżenie Polski o posiadanie nadmiernego deficytu. Nie istnieją oczywiście kraje w całej Europie, które podobnie tragicznego stanu finansów by nie posiadały (z Niemcami na czele), ale oskarżenie wymierzone zostało właśnie w nas. Dołączamy zatem do listy kandydatów na ,,następną Grecję”. Pytanie tylko czy w tymże rankingu zwyciężymy, czy pojawią się jacyś ,,lepsi”. Konkurencji jednak ubywa, bo ostatnimi czasy Irlandia zerwała współprace z unijną ,,pomocą” finansową, a Hiszpania już to zapowiada. Łatwo zatem przewidzieć, że te kraje powoli odbiją się od dna i sprawią, że Polska będzie coraz bliżej niechlubnego szczytu. A to niczego dobrego nie wróży...

piątek, 15 listopada 2013

Przez kilka dni...


Dużo działo się w całej Europie przez te kilka dni z opisanym już przeze mnie Marszem Niepodległości na czele. Zresztą w jakimś sensie jest to wydarzenie ogólnoeuropejskie, skoro organizatorzy goszczą na swoim przedsięwzięciu przedstawicieli z Węgier, Słowacji czy Bułgarii. Szczególnie nie dziwi delegacja z pierwszego wymienionego państwa, bo jak wiemy Ruch Narodowy utrzymuje ścisłe kontakty z opozycyjną partią Jobbik. Mimo to z pozostałymi narodami łączy nas równie dużo.
Centrum Europy od zawsze traktowane było przez jaśnie oświeconych politykierów z Brukseli jako swego rodzaju unijne slumsy. Świadczy o tym nie tylko nastawienie do państwa polskiego (a szczególnie ciągłe jego wzywanie przed europejskie trybunały), bo to można stosunkowo łatwo wytłumaczyć – w końcu Donka i Radka trudno poważnie traktować – o tyle ofensywa przeciwko Węgrom, gdzie Orban zaczął powoli robić porządki jest dobitnym tego przykładem. Ba! Wychodzi na to, że owe slumsy Europy stoją intelektualnie wyżej niż cały spaczony zboczeniami Zachód – przecież to właśnie Orban jako pierwszy spłaca państwowe długi i zrywa stosunki z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, odchodząc jednocześnie od etatystycznych zasad keynsizmu.
Bułgarzy z kolei rozpoczęli ogólnopaństwową demonstrację przeciwko lewicowemu rządowi. Od długiego już czasu młodzież bojkotuje Uniwersytet Sofijski – naczelną uczelnię całej Bułgarii. Powodem jest wspomniany protest przeciwko zakłamanym politykierom. Akcję poparło – jak pokazują sondaże – 60 % całego społeczeństwa Bułgarskiego. Protestujący domagają się natychmiastowej dymisji rządy oraz rozpisania kolejnych wyborów. Podobne blokady – jak podają tamtejsze media – dotknęły nie tylko Uniwersytet Sofijski, ale blisko 15 innych uczelni rozsianych po całym państwie. Poza tym od blisko pięciu miesięcy cała Bułgaria wstrząsana jest regularnymi manifestacjami.
Tymczasem w Parlamencie Europejskim wzmagają się antyunijne nastroje, spowodowane głównie wzrastającej liczbie migrantów (głównie w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii), jak i tragiczną sytuacją finansową nie tylko strefy euro, lecz także wszystkich pozostałych państw członkowskich Unii Europejskiej (z wyłączeniem wymienionych powyżej Węgier). W celu skuteczniejszego sprzeciwienia się obecnej polityce UE w Parlamencie ma powstać nowa partia z połączenia francuskiego ,,Frontu Narodowego” i holenderskiej ,,Partii na rzecz Wolności”. Członkostwa w nowym bycie politycznym odmówił inne opozycyjne ugrupowania – w tym najsilniejsza ,,Europa Wolności i Demokracji” Nigel'a Farage'a. Nowy twór miałby nosić nazwę ,,Europejski Sojusz na rzecz Wolności”, a jego głównym zadaniem byłoby promowanie eurosceptycyzmu i powrotu do państw narodowym z jednoczesnym obaleniem całego eurokołchozu (albo przynajmniej zniszczeniem jego teraźniejszych struktur). Zasadniczo próby te nie mają większego znaczenia, bo cała władza i tak wciąż pozostaje w rękach nieobieralnej Komisji Europejskiej. Mimo to mamy do czynienia z ciekawym precedensem potęgowania się nastrojów antyunijnych.
Przenieśmy się teraz na Maltę. Tak oto kraj zbudowany przez rycerzy od św. Jana zamierza handlować... obywatelstwem. Już niedługo będzie można je zakupić za jedyne 650 tys. euro. Niestety (a może wręcz odwrotnie?) liczba miejsc jest ograniczona – rząd zamierza sprzedać 45 obywatelstw oraz te ponadprogramowe dla rodzin osób, wykupujących je dla siebie. Możliwe zatem, że zostanie sprzedane od 100 do 200 obywatelstw. Ma to przynieść Malcie blisko 30 milionów euro dochodu. Zasadniczo kwestia ta nie ma większego znaczenia dla pozostałych państwo członkowskich, jednak mamy znów do czynienia z ciekawym precedensem, kiedy to państwa unijne próbują zdobywać dochody, na czym się tylko da. Plusem całej tej sytuacji jest fakt, że Malta nie próbuje opierać się na grabieniu obywateli, a szuka jakiś innych rozwiązań.
Bruksela tymczasem ustaliła budżet na kolejny rok – będzie to 142,6 mld euro na zobowiązania oraz 135,5 mld euro na płatności. Polscy politycy wychwalają oczywiście wspomniane postanowienie z unijnym komisarzem ds. budżetu Januszem Lewandowskim na czele. Zresztą nic w tym dziwnego – o stratach media i tak polskich obywateli nie poinformują, a zyski będą opiewać na prawo i lewo.

Jednocześnie pojawił się ostatnimi czasy raport Agencji Praw Podstawowych UE w sprawie antysemityzmu. I tak oto dowiadujemy się już nie po raz pierwszy, że Żydzi są niemalże męczennikami na obcej ziemi, a niezadowolenie wobec ich narodu narasta przede wszystkim w społecznościach internetowych. Wspomniana agencja zaapelowała z tej przyczyny do wszystkich krajów członkowskich o bardziej wyspecjalizowane działania na rzecz walki z antysemityzmem. Pada między innymi propozycja o stworzenie specjalnych oddziałów policji, które będą monitorowały internet i zwalczały negatywne wypowiedzi wobec narodu żydowskiego. Stawia się nam zatem obraz żydów-niewiniątek, nad którymi znęca się cały znany nam świat. Tak podobno miało być przez całe dzieje – od Hiszpanii po Rzeczpospolitą. Tymczasem to właśnie Żydzi byli źródłem niszczycielskich praktyk w Europie, a to za sprawą handlu niewolnikami, lichwy, złodziejskiego pobierania podatków, ustanawiania monopoli niszczących wolną konkurencję itp., itd., etc. 

wtorek, 12 listopada 2013

(Nie)podległość?


11 listopada minął. Zastanawiające jest ile osób miast świętować tego dnia (bo i nie ma czego, skoro faktyczna niepodległość znika powoli za stertami papierów unijnej legislacji) śledziło prasowe lub internetowe doniesienia w sprawie Marszu Niepodległości. Krążyło pewnie nieraz w głowach uczestników życia publicznego, jak i zwykłym obywateli pytanie: czy tym razem będzie spokojnie? Jednego jesteśmy pewni: spokojnie nie było. Doszło do zamieszek, choć tym razem miały one nieco inny charakter niż te sprzed roku. W zasadzie wydarzenia z tego dnia (w kontekście samego Marszu Niepodległości) należy rozpatrywać w trzech obszarach.
Na pierwszy ogień weźmy narodowców. Nie ulega wątpliwości, że burdy, do których doszło w Warszawie godzą szczególnie w Ruch Narodowy, starający się zdobyć dobre imię w opinii społeczeństwa przed przyszłym zaangażowaniem w politykę. Wielką jest bzdurą twierdzenie, iż rozruchy godzą w dobre imię Polski na arenie międzynarodowej, ponieważ ten efemeryczny twór językowy przestał istnieć wraz z pierwszym rozbiorem polski. Powiedzmy zatem wprost: to, że straż Marszu Niepodległości dopuściła do odłączenia się od głównego pochodu mniejszych grupek wyraźnie agresywnych na pewno odbije się echem w przyszłości całego Ruchu Narodowego. Oczywiście straż nie została powołana do blokowania tego rodzaju incydentów, a tym bardziej do ganiania po mieście i ścigania podpalaczy – to jest oczywiste. Jednakże nie ulega również wątpliwości – powtórzę to raz jeszcze – że do uniknięcia podobnych incydentów powinno się dołożyć jak największych starań, jeśli myśli się o realnym zaangażowaniu politycznym.
Przyjrzyjmy się jednak samym ,,zadymom” (jak okrzyknęły sprawę media). Doszło do trzech poważnych (podobno) incydentów. Jako pierwszy rysuje się szturm narodowców na budynek dawnej przychodni dla gruźlików. Obecnie jest to zwykła rudera, a w zasadzie squat, czyli dom zamieszkane przez pewne grupy ludzi bez zgodny właściciela. Cóż, warto może zadać sobie pytanie, jakież to grupy zamieszkują owo miejsce? Sama Gazeta Wyborcza (doskonale wszystkim znany czołowy symbol zdrady) przyznała, że tenże squat zamieszkuje od 2012 roku ,,anarchizująca i lewicowa młodzież”. Zaraz jednak GW zaczyna wychwalanie pod niebiosa tegoż szczytu intelektualnego młodzieży polskiej, którzy mieli niby budynek odremontować i zorganizować tam różnego rodzaju koncerty. Podobno początkowo wysłano tam policję, by oczyściła teren, ale nasi niezmordowani ,,strażnicy Teksasu” zmienili zdanie, słysząc od ,,anarchizującej i lewicowej młodzieży”, że ,,prawo do mieszkania jest ponad prawem własności”. Przekonywujący argument. Proszę go, Szanowni Państwo, zapamiętać, bo kiedy przyjdzie do was naćpany pijak i stwierdzi, iż ma prawo u was zamieszkań, to nie próbujcie wzywać policji – należy spakować manatki i się wynieść i bynajmniej nie wierzyć w to, że w Polsce własność zostanie uszanowana.
Tymczasem polskie media nie mają wątpliwości – to narodowcy atakowali, to narodowcy spalili samochody. Jednakże druga strona (mieszkańcy owego squatu) podobno odpowiadała na szturm obrzuceniem tłumu maszerujących butelkami i kamieniami. Wiadomo, żadne media nie zaryzykują stwierdzenia, iż bitwę rozpoczęła ,,anarchizująca i lewicowa młodzież”. Co to to nie! Rozkazy są inne. To narodowcy są wysłannikami Mordoru i oni zawsze są winni – przynajmniej do czasu poznania faktów. Potem można wyciszyć okrzyki oburzenia... chyba, że okaże się, iż faktycznie narodowcy spowodowali zamieszki. Wykluczyć tego nie można, jednak byłoby to w zasadzie dobrym posunięciem – przeciwwaga dla mediów głównego koryta.
Drugim osławionym miejscem został plac, na którym postawiono ogromną tęczę – powszechnie znany symbol sodomii i zboczenia. Tutaj krytyka nie przechodzi mi niestety przez palce. Zresztą nie tylko mi – w internecie pobrzmiewa mnóstwo głosów twierdzących coś w rodzaju ,,to należało zrobić”. I owszem. Zboczeńcy powinni poznać polską odpowiedź na swój kulturkampf już dawno, aby nie dochodziło do podobnych zadym, jak ta na ostatnim wykładzie dra Paula Camerona w Warszawie, gdzie zdemolowano katolickie publikacje i pobito młodą kobietę. Przypomnę tylko, że wrocławski protest narodowców przeciwko zdrajcy Baumanowi odbył się bez pobić i demolki, mimo to zrobił w mediach głównego koryta większą furorę niż warszawskie wyczyny pedalstwa.
Trzecim punktem zapalnym stała się ambasada rosyjska. Narodowcy podpalili ,,przedpole” budynku i nie zrobili nic więcej. Zatem jedyne, co zdołali tu zamanifestować, to swoją bezradność, z której po cichu Rosjanie mogą się tylko i wyłącznie śmiać. Gdyby mimo wszystko zdołali wtargnąć na teren ambasady sprawy mogłyby potoczyć się mniej przyjemnie dla całego naszego państwa. Za takie ekscesy nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się zabierać, jeśli nie ma za sobą czołgów, samolotów, haubic, ludzi oraz pieniędzy.
I przychodzimy tu niejako automatycznie do drugiej płaszczyzny zamieszek – międzynarodowej. To właśnie podpalenie budki przy wspomnianej ambasadzie doprowadziło Donka Tuska niemal do płaczu: nagle odważny premier (który to zapowiadał użycie przeciwko narodowcom wszelkich środków przemocy) przeprasza wszystkich wszem i wobec, zaś siebie już pewnie widzi na kolanach przed Putinem. Dzień po zamieszkach rosyjska Duma skarciła publicznie polskie władze, o czym dzienniki i portale internetowe wszem i wobec poinformowały. Teraz pozostaje Tuskowi bić pokłony w stronę Wschodu, a jeśli przyjdzie taka konieczność, to należy nawet cmoknąć Władimira Putina prosto w tyłek, zrzekając się przy okazji prawa do posiadania wraku smoleńskiego.
Pozostała nam jeszcze trzecia płaszczyzna: policyjna. Media zapowiadały wprost, że jednostek policji na tegorocznym Marszu Niepodległości będzie więcej (mimo że i tak ilość ludzi i sprzętu dotychczas biła niemal wszystkie rekordy). W każdym razie służby porządkowe zachowały się jak zwykle – nie zrobiły nic. Ach, jakże my to dobrze znamy: panowie policjanci obserwują świat zza pancernych szyb samochodów, którymi ruszają tylko wówczas, gdy trzeba wyjeździć przydziały paliwa. Akcja na Marszu Niepodległości to szczyt niekompetencji, choć przecież powszechnie wiadomo o patologicznych elementach Ruchu Narodowego. Ale wiemy teraz z doświadczenia, że o ile nie stanowi dla policji przeszkody otwieranie ognia do kobiet, dzieci oraz starszych pań z różańcami (tak było w ubiegłym roku, jak i wczoraj), o tyle walka z zamaskowanymi, uzbrojonymi bandytami wychodzi poza ich kompetencje.
Popis czystego idiotyzmu dali później również policjanci, wymuszając na władzach warszawy rozwiązanie marszu. Organizatorzy nie zastosowali się do nakazów... i dzięki Bogu! Proszę sobie wyobrazić: mamy wielki Marsz Niepodległości i wokół niego kilka zamaskowanych grupek czyniących rozróby, z którymi policja nie daje sobie rady. A tu nagle ogromny tłum z głównego pochodu zaczyna się rozpraszać, ładując się prosto na podpalające miasto grupki. Policyjnie geniusze! Dzięki wam nie mam żadnych wątpliwości, dlaczego od kilkuset lat Polska nie wygrała żadnej wojny.

Zakończmy na tym. Faktów na temat zamieszek oczywiście brak, ale dosyć mam tych pseudo-dziennikarskich obrazów, które serwowano nam przez całe dzień 11 listopada łajdackie albo niekompetentne do granic możliwości media. Tutaj stworzyłem własny obraz i myślę, że jest o niebo bardziej prawdopodobny. Amen. 

środa, 6 listopada 2013

Rosja rozpoczyna ofensywę


Na ostatnim zjeździe w Jałcie, gdzie dyskutowane w obecności międzynarodowych przedstawicieli nad przyszłością Ukrainy, gromkim śmiechem została potraktowana wypowiedź doradcy prezydenta Władimira Putina, Siergieja Głaziewa . Na tyle zdobyła się ,,wielka zjednoczona Europa”, słuchając gróźb, jakie przewidywał rosyjski ambasador w sytuacji, gdyby Ukraina rzeczywiście wstąpiłaby do struktur Unii Europejskiej. I niestety wiele z jego słów miało jak najbardziej pokrycie w stanie rzeczywistym. Niestety – dodajmy – ponieważ państwo polskie już w tych strukturach jest, więc tym bardziej odczuwamy m.in. mitologię, jaka płynie za określeniem ,,europejskiego wolnego rynku”. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze i przed tym także przestrzegał Ukraińców wysłannik rosyjski.
Oczywiście do podobnych wniosków można dojść po krótkim przeanalizowaniu gospodarek krajów członkowskich w UE i nie potrzebne są tu dywagacje przedstawicieli Moskwy. Nie to zresztą jest dla Ukrainy największym brzemieniem (a przynajmniej nie na początku). Rosyjski ambasador dodał również, że w przypadku podpisania traktatów przez rząd Ukrainy Moskwa będzie zmuszona wystosować różnego rodzaju sankcje handlowe. Tymczasem dwa miesiące po wspomnianej konferencji Gazprom wysunął w kontekście Ukrainy żądanie, by ta spłaciła swoje długi – zalega bowiem już od sierpnia z opłatami za dostarczony surowiec. Nasz wschodni sąsiad ma być zaległy z blisko 882 milionami dolarów, których – jak stwierdził Aleksjej Miller – gazowy monopolista nie może swojemu wieloletniemu klientowi darować. Mamy tu zatem do czynienia z bezpośrednim spełnieniem się jałtańskiej groźby Głaziewa. Co najgorsze premier Ukrainy, Mykoła Azow, wprost oznajmił, że jego kraj będzie stopniowo wycofywał się ze współpracy z Gazpromem na rzecz odnawialnych źródeł energii... co przecież wymusza na nim (albo przynajmniej wkrótce będzie to robić) Unia Europejska.
Tak czy inaczej nasz wschodni sąsiad posiada kontrakt z Federacją Rosyjską do 2019 roku, w którym zobowiązała się do regularnego kupowania gazu od rosyjskiego koncernu. Owocna współpraca może jednak szybko się zakończyć, jeśli długi nie zostaną spłacone. Zapewnienia o wsparciu budżetowym Ukrainy przez finanse UE jakoś nie znajduje w momencie kryzysu uzasadnienia – żaden z brukselskich wielmożów nie wypowiedział się w tej sprawie, więc o oficjalnym stanowisku Unii w ogóle nie może być mowy. Rosja tymczasem robi, co może, by ostatecznie zniechęcić Ukrainę do zrzeszenia się pod protektoratem niemieckim, chociaż efekty mogą być zgoła inne – upadający budżety Ukrainy ktoś w końcu musi ratować, a Bruksela od lat udowadnia, że gotowa jest ofiarować pieniądze wszelkim upadającym państwom. Za to z kolei płacą państwa członkowskie, czyli między innymi Polska – będziemy zatem łożyć pieniądze na ratowanie naszego potencjalnego konkurenta na europejskim rynku.
Ofensywa gazowa to już drugi krok, jaki podjęła Rosja w sprawie ukraińskiej. W sierpniu bieżącego roku została zaostrzona kontrola na granicach w kwestii towarów eksportowych, co wkrótce może zaowocować zamknięciem się rynku rosyjskiego dla niektórych ukraińskich wyrobów. Może jeszcze w tym roku usłyszymy o ,,niezależnych” laboratoriach, które podczas badania próbek ukraińskiej żywności natrafią na elementy nienadające się do spożycia.

Trudno sobie w zasadzie wyobrazić, jakie jeszcze kroki może podjąć Rosja – może będzie to nagłe poparcie dla Tatarów, głoszących idee założenia własnego państwa na Krymie albo dojdzie do jakiegoś wypadku na pograniczu ukraińsko-białoruskim podczas kolejnych manewrów? Nie sposób przewidzieć. Mimo wszystko powinno się chyba założyć w ciemno, że tragiczny w skutkach traktat o stowarzyszeniu Ukrainy z UE ostatecznie zostanie podpisany, a państwa członkowskie (głównie te środkowoeuropejskie, stanowiące pierwszą linię obrony Niemiec przed zakusami Moskwy) winny się do tego przygotować. Niestety o jakichkolwiek polskich działaniach nie może być mowy – czy to ten rząd, czy następny. Inne rozkazy zostały wydane.