Felietony i komentarze

środa, 6 listopada 2013

Rosja rozpoczyna ofensywę


Na ostatnim zjeździe w Jałcie, gdzie dyskutowane w obecności międzynarodowych przedstawicieli nad przyszłością Ukrainy, gromkim śmiechem została potraktowana wypowiedź doradcy prezydenta Władimira Putina, Siergieja Głaziewa . Na tyle zdobyła się ,,wielka zjednoczona Europa”, słuchając gróźb, jakie przewidywał rosyjski ambasador w sytuacji, gdyby Ukraina rzeczywiście wstąpiłaby do struktur Unii Europejskiej. I niestety wiele z jego słów miało jak najbardziej pokrycie w stanie rzeczywistym. Niestety – dodajmy – ponieważ państwo polskie już w tych strukturach jest, więc tym bardziej odczuwamy m.in. mitologię, jaka płynie za określeniem ,,europejskiego wolnego rynku”. Doświadczyliśmy tego na własnej skórze i przed tym także przestrzegał Ukraińców wysłannik rosyjski.
Oczywiście do podobnych wniosków można dojść po krótkim przeanalizowaniu gospodarek krajów członkowskich w UE i nie potrzebne są tu dywagacje przedstawicieli Moskwy. Nie to zresztą jest dla Ukrainy największym brzemieniem (a przynajmniej nie na początku). Rosyjski ambasador dodał również, że w przypadku podpisania traktatów przez rząd Ukrainy Moskwa będzie zmuszona wystosować różnego rodzaju sankcje handlowe. Tymczasem dwa miesiące po wspomnianej konferencji Gazprom wysunął w kontekście Ukrainy żądanie, by ta spłaciła swoje długi – zalega bowiem już od sierpnia z opłatami za dostarczony surowiec. Nasz wschodni sąsiad ma być zaległy z blisko 882 milionami dolarów, których – jak stwierdził Aleksjej Miller – gazowy monopolista nie może swojemu wieloletniemu klientowi darować. Mamy tu zatem do czynienia z bezpośrednim spełnieniem się jałtańskiej groźby Głaziewa. Co najgorsze premier Ukrainy, Mykoła Azow, wprost oznajmił, że jego kraj będzie stopniowo wycofywał się ze współpracy z Gazpromem na rzecz odnawialnych źródeł energii... co przecież wymusza na nim (albo przynajmniej wkrótce będzie to robić) Unia Europejska.
Tak czy inaczej nasz wschodni sąsiad posiada kontrakt z Federacją Rosyjską do 2019 roku, w którym zobowiązała się do regularnego kupowania gazu od rosyjskiego koncernu. Owocna współpraca może jednak szybko się zakończyć, jeśli długi nie zostaną spłacone. Zapewnienia o wsparciu budżetowym Ukrainy przez finanse UE jakoś nie znajduje w momencie kryzysu uzasadnienia – żaden z brukselskich wielmożów nie wypowiedział się w tej sprawie, więc o oficjalnym stanowisku Unii w ogóle nie może być mowy. Rosja tymczasem robi, co może, by ostatecznie zniechęcić Ukrainę do zrzeszenia się pod protektoratem niemieckim, chociaż efekty mogą być zgoła inne – upadający budżety Ukrainy ktoś w końcu musi ratować, a Bruksela od lat udowadnia, że gotowa jest ofiarować pieniądze wszelkim upadającym państwom. Za to z kolei płacą państwa członkowskie, czyli między innymi Polska – będziemy zatem łożyć pieniądze na ratowanie naszego potencjalnego konkurenta na europejskim rynku.
Ofensywa gazowa to już drugi krok, jaki podjęła Rosja w sprawie ukraińskiej. W sierpniu bieżącego roku została zaostrzona kontrola na granicach w kwestii towarów eksportowych, co wkrótce może zaowocować zamknięciem się rynku rosyjskiego dla niektórych ukraińskich wyrobów. Może jeszcze w tym roku usłyszymy o ,,niezależnych” laboratoriach, które podczas badania próbek ukraińskiej żywności natrafią na elementy nienadające się do spożycia.

Trudno sobie w zasadzie wyobrazić, jakie jeszcze kroki może podjąć Rosja – może będzie to nagłe poparcie dla Tatarów, głoszących idee założenia własnego państwa na Krymie albo dojdzie do jakiegoś wypadku na pograniczu ukraińsko-białoruskim podczas kolejnych manewrów? Nie sposób przewidzieć. Mimo wszystko powinno się chyba założyć w ciemno, że tragiczny w skutkach traktat o stowarzyszeniu Ukrainy z UE ostatecznie zostanie podpisany, a państwa członkowskie (głównie te środkowoeuropejskie, stanowiące pierwszą linię obrony Niemiec przed zakusami Moskwy) winny się do tego przygotować. Niestety o jakichkolwiek polskich działaniach nie może być mowy – czy to ten rząd, czy następny. Inne rozkazy zostały wydane. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz