11 listopada minął.
Zastanawiające jest ile osób miast świętować tego dnia (bo i nie
ma czego, skoro faktyczna niepodległość znika powoli za stertami
papierów unijnej legislacji) śledziło prasowe lub internetowe
doniesienia w sprawie Marszu Niepodległości. Krążyło pewnie
nieraz w głowach uczestników życia publicznego, jak i zwykłym
obywateli pytanie: czy tym razem będzie spokojnie? Jednego jesteśmy
pewni: spokojnie nie było. Doszło do zamieszek, choć tym razem
miały one nieco inny charakter niż te sprzed roku. W zasadzie
wydarzenia z tego dnia (w kontekście samego Marszu Niepodległości)
należy rozpatrywać w trzech obszarach.
Na pierwszy ogień weźmy
narodowców. Nie ulega wątpliwości, że burdy, do których doszło
w Warszawie godzą szczególnie w Ruch Narodowy, starający się
zdobyć dobre imię w opinii społeczeństwa przed przyszłym
zaangażowaniem w politykę. Wielką jest bzdurą twierdzenie, iż
rozruchy godzą w dobre imię Polski na arenie międzynarodowej,
ponieważ ten efemeryczny twór językowy przestał istnieć wraz z
pierwszym rozbiorem polski. Powiedzmy zatem wprost: to, że straż
Marszu Niepodległości dopuściła do odłączenia się od głównego
pochodu mniejszych grupek wyraźnie agresywnych na pewno odbije się
echem w przyszłości całego Ruchu Narodowego. Oczywiście straż
nie została powołana do blokowania tego rodzaju incydentów, a tym
bardziej do ganiania po mieście i ścigania podpalaczy – to jest
oczywiste. Jednakże nie ulega również wątpliwości – powtórzę
to raz jeszcze – że do uniknięcia podobnych incydentów powinno
się dołożyć jak największych starań, jeśli myśli się o
realnym zaangażowaniu politycznym.
Przyjrzyjmy się jednak samym
,,zadymom” (jak okrzyknęły sprawę media). Doszło do trzech
poważnych (podobno) incydentów. Jako pierwszy rysuje się szturm
narodowców na budynek dawnej przychodni dla gruźlików. Obecnie
jest to zwykła rudera, a w zasadzie squat, czyli dom zamieszkane
przez pewne grupy ludzi bez zgodny właściciela. Cóż, warto może
zadać sobie pytanie, jakież to grupy zamieszkują owo miejsce? Sama
Gazeta Wyborcza (doskonale wszystkim znany czołowy symbol zdrady)
przyznała, że tenże squat zamieszkuje od 2012 roku ,,anarchizująca
i lewicowa młodzież”. Zaraz jednak GW zaczyna wychwalanie pod
niebiosa tegoż szczytu intelektualnego młodzieży polskiej, którzy
mieli niby budynek odremontować i zorganizować tam różnego
rodzaju koncerty. Podobno początkowo wysłano tam policję, by
oczyściła teren, ale nasi niezmordowani ,,strażnicy Teksasu”
zmienili zdanie, słysząc od ,,anarchizującej i lewicowej
młodzieży”, że ,,prawo do mieszkania jest ponad prawem
własności”. Przekonywujący argument. Proszę go, Szanowni
Państwo, zapamiętać, bo kiedy przyjdzie do was naćpany pijak i
stwierdzi, iż ma prawo u was zamieszkań, to nie próbujcie wzywać
policji – należy spakować manatki i się wynieść i bynajmniej
nie wierzyć w to, że w Polsce własność zostanie uszanowana.
Tymczasem polskie media nie mają
wątpliwości – to narodowcy atakowali, to narodowcy spalili
samochody. Jednakże druga strona (mieszkańcy owego squatu) podobno
odpowiadała na szturm obrzuceniem tłumu maszerujących butelkami i
kamieniami. Wiadomo, żadne media nie zaryzykują stwierdzenia, iż
bitwę rozpoczęła ,,anarchizująca i lewicowa młodzież”. Co to
to nie! Rozkazy są inne. To narodowcy są wysłannikami Mordoru i
oni zawsze są winni – przynajmniej do czasu poznania faktów.
Potem można wyciszyć okrzyki oburzenia... chyba, że okaże się,
iż faktycznie narodowcy spowodowali zamieszki. Wykluczyć tego nie
można, jednak byłoby to w zasadzie dobrym posunięciem –
przeciwwaga dla mediów głównego koryta.
Drugim osławionym miejscem
został plac, na którym postawiono ogromną tęczę – powszechnie
znany symbol sodomii i zboczenia. Tutaj krytyka nie przechodzi mi
niestety przez palce. Zresztą nie tylko mi – w internecie
pobrzmiewa mnóstwo głosów twierdzących coś w rodzaju ,,to
należało zrobić”. I owszem. Zboczeńcy powinni poznać polską
odpowiedź na swój kulturkampf już dawno, aby nie dochodziło do
podobnych zadym, jak ta na ostatnim wykładzie dra Paula Camerona w
Warszawie, gdzie zdemolowano katolickie publikacje i pobito młodą
kobietę. Przypomnę tylko, że wrocławski protest narodowców
przeciwko zdrajcy Baumanowi odbył się bez pobić i demolki, mimo to
zrobił w mediach głównego koryta większą furorę niż
warszawskie wyczyny pedalstwa.
Trzecim punktem zapalnym stała
się ambasada rosyjska. Narodowcy podpalili ,,przedpole” budynku i
nie zrobili nic więcej. Zatem jedyne, co zdołali tu zamanifestować,
to swoją bezradność, z której po cichu Rosjanie mogą się tylko
i wyłącznie śmiać. Gdyby mimo wszystko zdołali wtargnąć na
teren ambasady sprawy mogłyby potoczyć się mniej przyjemnie dla
całego naszego państwa. Za takie ekscesy nikt o zdrowych zmysłach
nie powinien się zabierać, jeśli nie ma za sobą czołgów,
samolotów, haubic, ludzi oraz pieniędzy.
I przychodzimy tu niejako
automatycznie do drugiej płaszczyzny zamieszek – międzynarodowej.
To właśnie podpalenie budki przy wspomnianej ambasadzie
doprowadziło Donka Tuska niemal do płaczu: nagle odważny premier
(który to zapowiadał użycie przeciwko narodowcom wszelkich środków
przemocy) przeprasza wszystkich wszem i wobec, zaś siebie już
pewnie widzi na kolanach przed Putinem. Dzień po zamieszkach
rosyjska Duma skarciła publicznie polskie władze, o czym dzienniki
i portale internetowe wszem i wobec poinformowały. Teraz pozostaje
Tuskowi bić pokłony w stronę Wschodu, a jeśli przyjdzie taka
konieczność, to należy nawet cmoknąć Władimira Putina prosto w
tyłek, zrzekając się przy okazji prawa do posiadania wraku
smoleńskiego.
Pozostała nam jeszcze trzecia
płaszczyzna: policyjna. Media zapowiadały wprost, że jednostek
policji na tegorocznym Marszu Niepodległości będzie więcej (mimo
że i tak ilość ludzi i sprzętu dotychczas biła niemal wszystkie
rekordy). W każdym razie służby porządkowe zachowały się jak
zwykle – nie zrobiły nic. Ach, jakże my to dobrze znamy: panowie
policjanci obserwują świat zza pancernych szyb samochodów, którymi
ruszają tylko wówczas, gdy trzeba wyjeździć przydziały paliwa.
Akcja na Marszu Niepodległości to szczyt niekompetencji, choć
przecież powszechnie wiadomo o patologicznych elementach Ruchu
Narodowego. Ale wiemy teraz z doświadczenia, że o ile nie stanowi
dla policji przeszkody otwieranie ognia do kobiet, dzieci oraz
starszych pań z różańcami (tak było w ubiegłym roku, jak i
wczoraj), o tyle walka z zamaskowanymi, uzbrojonymi bandytami
wychodzi poza ich kompetencje.
Popis czystego idiotyzmu dali
później również policjanci, wymuszając na władzach warszawy
rozwiązanie marszu. Organizatorzy nie zastosowali się do nakazów...
i dzięki Bogu! Proszę sobie wyobrazić: mamy wielki Marsz
Niepodległości i wokół niego kilka zamaskowanych grupek
czyniących rozróby, z którymi policja nie daje sobie rady. A tu
nagle ogromny tłum z głównego pochodu zaczyna się rozpraszać,
ładując się prosto na podpalające miasto grupki. Policyjnie
geniusze! Dzięki wam nie mam żadnych wątpliwości, dlaczego od
kilkuset lat Polska nie wygrała żadnej wojny.
Zakończmy na tym. Faktów na
temat zamieszek oczywiście brak, ale dosyć mam tych
pseudo-dziennikarskich obrazów, które serwowano nam przez całe
dzień 11 listopada łajdackie albo niekompetentne do granic
możliwości media. Tutaj stworzyłem własny obraz i myślę, że
jest o niebo bardziej prawdopodobny. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz