,,F**k the EU” - te oto niecenzuralny zbitek słów zatrząsł ostatnio całą Unią Europejską na tyle, by nawet Angela Merkel ,,była wściekła” (jak napisała Gazeta Wyborcza). Po raz drugi w przeciągu kilku miesięcy Stany Zjednoczone podpadły niedoszłej ,,cesarzowej Europy”. A wszystko to nie na żarty, bowiem słowa te padły w kontekście – bliższym lub dalszym – sprawy ukraińskiej, budzącej obecnie niemałe emocje i to nie tylko z powodu kilku ofiar śmiertelnych. Dodatkowej pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że jeszcze niedawno rozbrzmiewały ostre słowa przeciwko Amerykanom z powodu podsłuchu, jaki służby wywiadowcze zza oceanu zamontowały w prywatnym telefonie komórkowym kanclerz Niemiec. Przy okazji wypłynął szereg innych spraw związanych z podsłuchami stosowanymi nie tylko do śledzenia obywateli państw europejskich, ale także samych Stanów Zjednoczonych.
Sprawa Snowdena śmierdziała jednak na kilometr i właściwie trudno było ocenić, które z danych podanych przez byłego wywiadowcę USA są rzeczywiście prawdziwe. Kiedy okazało się, że amerykańskiego dezertera Niemcy nie przygarną (choć to właśnie oni w głównej mierze skorzystali na akcji Snowdena) musiał on szukać innego obrońcy, więc część informacji mógł zwyczajnie zmyślić. W każdym razie część z nich musi mieć pokrycie w faktach, więc nie ulega wątpliwości, że tak czy inaczej zdrada Snowdena jest dla Stanów Zjednoczonych ciosem. Tymczasem ktoś po raz kolejny zadaje Amerykanom cios, ujawniając wideo ze słynnymi już chyba słowami ,,f**k the EU”, wypowiedzianymi przez Victorię Nuland – sekretarz stanu w amerykańskim MSZ, odpowiedzialną za kontakty z UE. I po raz wtóry oburzać się musi niedoszła ,,cesarzowa Europy”, bowiem kolejna akcja USA uderza po raz kolejny w nią.
I tutaj zahaczamy o sedno: czy to nie dziwne, że w przeciągu tak krótkiego odstępu czasu ktoś ujawnia informacje tak dobitnie dyskredytujące politykę Stanów Zjednoczonych w oczach całej UE (a w zasadzie w oczach samej Merkel, co równa się jednocześnie wspomnianej ,,całej UE”)? Owszem, można powiedzieć, że Rosja (bez wątpienia główny podejrzany sprawca tych incydentów) bez wytchnienia próbuje manipulować informacjami i wydzierać Amerykanom te naprawdę wartościowe, zaś wpadka pani Nuland była tylko wpadką – zbiegiem okoliczności, który należało wykorzystać. Można tak założyć, nic nie stoi na przeszkodzie, jednak trudno na tym sprawę zakończyć i nie doszukiwać się drugiego dna... szczególnie, gdy Rosjanie zakupują dla służb wywiadowczych nie najnowszy sprzęt elektroniczny, lecz stare maszyny do pisania.
Amerykanie najwidoczniej niczego się nie nauczyli podczas licznych prób schwytania Osamy bin Ladena, który przecież przez wiele lat ukrywał się dzięki temu, że żył w ascezie pośród gór i nie używał ani telefonów komórkowych, ani mobilnego internetu, ani innych podobnych wynalazków. Podobne kroki zaczynają wykonywać właśnie Rosjanie. Najnowsze sukcesy wywiadu rosyjskiego (jakimi są Snowden i podsłuch rozmowy pani Nuland) ukazują wyraźną ich wyższość nad CIA, FBI i innymi służbami USA. Tak oto Rosjanie rozgrzebali solidną dziurę między Ameryką a Unią Europejską i nic nie wskazuje na to, by tę dziurę dało się w jakiś prosty sposób zasypać.
Jest jednak jeszcze jedna strona medalu: możliwe, że Snowden wcale nie był rosyjskim agentem (ba!, wydaje się to nawet bardzo prawdopodobne) i jest tylko efektem pewnego procesu, który dotknął Stany Zjednoczone. Rafał Brzeski – były dziennikarz, obecnie specjalista w sprawach wywiadu i wojny informacyjnej – wielokrotnie podkreślał w swoich wykładach, że zawsze jest pewna granica bezwzględności, której przekroczenie wywoła gwałtowną lawinę sprzeciwu. Granicę tę Stany Zjednoczone prawdopodobnie już przekroczyły – szczególnie mając w swoich granicach swego rodzaju ,,państwo w państwie” jakim jest CIA. Dochodzi do tego niesłychana arogancja i intelektualna zapaść elit, połączona ze ślepą wiarą w postęp i technikę (pani Nuland nie przewidziała oczywistej kwestii, jaką może być podsłuch w telefonie). Ta zabójcza mieszanka powoli degraduje Stany Zjednoczone z pozycji prawdziwego mocarstwa, mogącego odegrać realną rolę w polityce międzynarodowej. Oczywiście obecnie te słowa wciąż brzmią na wyrost, jednak proces ten bez wątpienia powoli się rozpoczyna. Przecież te ostatnie dwa wypadki wymierzone wyraźnie w relację USA-UE nie stanowią wyjątku – przed kilkoma tygodniami skazano wysoko postawionego oficera Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych za przesyłanie informacji Rosjanom. Podobne akcje na pewno mają miejsce znacznie częściej, ale przeciętny obywatel nie ma o niczym zielonego pojęcia.
Tak czy inaczej gra toczy się dalej – zachodnia cywilizacja niegdyś słusznie zwana łacińską zaczyna ustępować Wschodowi: zarówno temu bliskiemu (świat arabski ożywia się coraz znaczniej i naciska z coraz większą siłą), jak i odległemu (Rosja rośnie w siłę, a wraz z nią Chiny, które zaczynają rzucać Amerykanom i światowi zachodniemu kolejne wyzwania). Co przyniesie przyszłość? To się dopiero okaże.
Ciekawe sprawy, ciekawe...
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno, niepotwierdzone zastrzeżenie - czy nie winno być "F**k the EU" zamiast "F**k the UE"?
Tylko u nas mówi się Unia Europejska, UE. Amerykańce mówią European Union, więc skrót wychodzi "EU".
Z tym UE/EU to wiem i mi też się to dziwne wydawało, ale... przepisałem z Gazety Wyborczej. Takie oświecone medium na pewno nie miało prawa się pomylić :D
OdpowiedzUsuńSkoro czytelnik zauważył, to sprawdzę w oryginale, jak to zostało wypowiedziane. Dzięki za uwagę.
W porządku, przesłuchałem. I racja - mówią, jak powinni. Także oświecone medium pomyliło się... znowu. Poprawione.
OdpowiedzUsuń