Felietony i komentarze

piątek, 12 lipca 2013

Kiedyś było inaczej...


Unia Europejska niczym nie przypomina tworu, który niegdyś zrodził się w głowach Roberta Schumana, Jeana Monneta, Charlesa de Gaullea czy Francoisa Mitterranda. Wprawdzie trudno powiedzieć, o czym tak właściwie myśleli ci czterej podejmując próby utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, lecz co do jednego nie powinniśmy mieć wątpliwości – celem utworzenia tego związku nie było wcale jednoczenie Europy. Wręcz przeciwnie! Twórcy EWWiS zdawali sobie sprawę, że okupacja Niemiec oraz ich podział nie będą trwały wiecznie i przyjdzie taki czas, gdzie znów zjednoczone państwo niemieckie pojawi się na międzynarodowej arenie walki gospodarczej i szybko zdobędzie hegemonię dzięki pokaźnym złożom właśnie węgla i stali (położonym w Zagłębiu Ruhry i Saary). Powtórzmy zatem raz jeszcze: pierwsza Wspólnota Europejska była krokiem taktycznym wymierzonym przeciwko rosnącym w siłę Niemcom. Jak jest dzisiaj? Dzisiaj to Niemcy kreują politykę tejże Wspólnoty. 
Ówczesna koncepcja jakiegokolwiek zrzeszenia państw europejskich zawierała dużą dozę rozsądku. Daleko były jeszcze wszelkie ideologiczne hasła o tolerancji o otwartości wobec innych, a dominowała teoria rywalizacji i konfliktu z oczywistym założeniem, że każde państwo działa na rzecz własnego interesu politycznego. Powiedzmy sobie szczerze – nic w tym złego. Złem zaś niewątpliwie jest ślepe brnięcie na szafot akceptacji wszelkich zachowań i działań (z dewiacjami, jaką jest homoseksualizm włącznie).
Niestety, niedługo później rozpoczęły się pierwsze dywagacje na temat Unii Europejskiej, a zaledwie sześć lat po powstaniu EWWiS powołana zostaje do życia Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG). Zbudzono zatem smoka. Do tejże Wspólnoty dołączyły zjednoczone Niemcy, co w zasadzie stanowiło oczywiste wypaczenie pierwotnej idei wspólnotowej, jak i odejście od jakichkolwiek zasad zdroworozsądkowej polityki. Mimo to nie wszystko było jeszcze stracone, bo Wspólnotą zarządzali ludzie, którzy swego czasu powołali do życia EWWiS (w latach 1958-1960 przewodniczącym Parlamentu Europejskiego był Robert Schuman, obecnie Sługa Boży, kandydat do beatyfikacji). Podejście do spraw gospodarki wtedy jeszcze było jak najbardziej rozsądne – odrzucano bowiem socjalistyczne zasady kontroli państwowej i nastawiano się na wolny rynek oraz zdrową konkurencję. Postanowiono wprost, że najważniejszym zadaniem państwa jest pilnowanie, by wolny rynek nie został w żaden sposób zakłócony. Co mamy dzisiaj? Setki, jeśli nie tysiące przepisów, które godzą wprost w małych przedsiębiorców, a z drugiej strony dopłaty finansowe z pieniędzy ukradzionych podatnikom.
Weźmy dla przykładu hodowle kur. Każdy hodowca musi zapewnić kurczakom ,,humanitarne” warunki, czyli: 10-centymetrowe miejsce na grzędzie dla każdej nioski (jeśli będzie to 9.999 cm – grzywna), intymne miejsce za kotarą, spokój i odpowiedni nastrój do znoszenia jaj (jak rozumiem nastrój ten sprawdzają eurokraci za pomocą internetowych ankiet dla kurczaków...). Cóż, nie ulega wątpliwości, że w takiej oto sytuacji kurczaki mają znacznie lepsze warunki do rozmnażania niż młode pary zaraz po ślubie w mieszkaniu odgrodzonym od innego mieszkania centymetrową ścianką. Oczywiście szanowni eurokraci nie są w stanie pojąć, iż większe koszta dla hodowcy kurczaków oznaczają znacznie wyższe ceny jajek. Albo – patrząc z innej strony – akcje te są zamierzone, bowiem prowadzą do dewastowania małych gospodarstw, a umacniania tych wielkich. Znacznie łatwiej kontrolować jednego dużego od setek tysięcy małych.
Jest jeszcze jedna strona medalu. Pieniądze. Dotacje unijne pachną na pewno niejednemu przedsiębiorcy czy rolnikowi. Warto zauważyć w takiej sytuacji, iż pieniądze zawsze pojawiają się przed wymogami. Czymś przecież trzeba przekupić ludzi, by coraz głębiej wchodzili w bagno, a kiedy błoto zacznie sięgać im po pachy... nie będzie już odwrotu.
W takiej sytuacji znalazła się między innymi Polska. Nie trzeba wiele, by to potwierdzić. Wystarczy przejść się ulicami miasta i pooglądać wystawy sklepowe jednocześnie wracając myślami dwa lata wstecz i przypomnieć sobie, co było za szybami, na których dzisiaj czytamy zwięzłą notkę ,,do wynajęcia”. Jeśli to nie wystarczy warto zwrócić uwagę na stopy procentowe. Spadając do 2.75 % pobiły rekord w historii Polski. Co to oznacza? Mówiąc w skrócie – podobny poziom oprocentowania będą osiągać lokaty bankowe z oszczędnościami, jak i kredyty. Te pierwsze powoli przestają się opłacać (a pamiętamy jeszcze zapewne czasy, gdy oprocentowanie sięgało 10 %), a drugie zaś wręcz odwrotnie. Stopy procentowe stanowią odpowiedź na sytuację gospodarczą w państwie. Skoro próbuje się ułatwiać zaciąganie kredytów (a zatem inwestycje), to oznacza, że tychże inwestycji zwyczajnie brakuje.
Tak oto wyglądała droga od Wspólnoty do Unii – do państwa federacyjnego, zbudowanego na wzór Cesarstwa Bizantyjskiego. Z całą spuścizną fiskalizmu, biurokracji, omnipotencji państwa, prymatu prawa publicznego nad prywatnym i innymi zboczeniami, które tu – w cywilizacji łacińskiej – nigdy nie powinny mieć miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz