Unia Europejska niczym nie przypomina tworu, który niegdyś zrodził się w głowach Roberta Schumana, Jeana Monneta, Charlesa de Gaullea czy Francoisa Mitterranda. Wprawdzie trudno powiedzieć, o czym tak właściwie myśleli ci czterej podejmując próby utworzenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, lecz co do jednego nie powinniśmy mieć wątpliwości – celem utworzenia tego związku nie było wcale jednoczenie Europy. Wręcz przeciwnie! Twórcy EWWiS zdawali sobie sprawę, że okupacja Niemiec oraz ich podział nie będą trwały wiecznie i przyjdzie taki czas, gdzie znów zjednoczone państwo niemieckie pojawi się na międzynarodowej arenie walki gospodarczej i szybko zdobędzie hegemonię dzięki pokaźnym złożom właśnie węgla i stali (położonym w Zagłębiu Ruhry i Saary). Powtórzmy zatem raz jeszcze: pierwsza Wspólnota Europejska była krokiem taktycznym wymierzonym przeciwko rosnącym w siłę Niemcom. Jak jest dzisiaj? Dzisiaj to Niemcy kreują politykę tejże Wspólnoty.
Ówczesna koncepcja
jakiegokolwiek zrzeszenia państw europejskich zawierała dużą dozę
rozsądku. Daleko były jeszcze wszelkie ideologiczne hasła o
tolerancji o otwartości wobec innych, a dominowała teoria
rywalizacji i konfliktu z oczywistym założeniem, że każde państwo
działa na rzecz własnego interesu politycznego. Powiedzmy sobie
szczerze – nic w tym złego. Złem zaś niewątpliwie jest ślepe
brnięcie na szafot akceptacji wszelkich zachowań i działań (z
dewiacjami, jaką jest homoseksualizm włącznie).
Niestety, niedługo później
rozpoczęły się pierwsze dywagacje na temat Unii Europejskiej, a
zaledwie sześć lat po powstaniu EWWiS powołana zostaje do życia
Europejska Wspólnota Gospodarcza (EWG). Zbudzono zatem smoka. Do
tejże Wspólnoty dołączyły zjednoczone Niemcy, co w zasadzie
stanowiło oczywiste wypaczenie pierwotnej idei wspólnotowej, jak i
odejście od jakichkolwiek zasad zdroworozsądkowej polityki. Mimo to
nie wszystko było jeszcze stracone, bo Wspólnotą zarządzali
ludzie, którzy swego czasu powołali do życia EWWiS (w latach
1958-1960 przewodniczącym Parlamentu Europejskiego był Robert
Schuman, obecnie Sługa Boży, kandydat do beatyfikacji). Podejście
do spraw gospodarki wtedy jeszcze było jak najbardziej rozsądne –
odrzucano bowiem socjalistyczne zasady kontroli państwowej i
nastawiano się na wolny rynek oraz zdrową konkurencję.
Postanowiono wprost, że najważniejszym zadaniem państwa jest
pilnowanie, by wolny rynek nie został w żaden sposób zakłócony.
Co mamy dzisiaj? Setki, jeśli nie tysiące przepisów, które godzą
wprost w małych przedsiębiorców, a z drugiej strony dopłaty
finansowe z pieniędzy ukradzionych podatnikom.
Weźmy dla przykładu hodowle
kur. Każdy hodowca musi zapewnić kurczakom ,,humanitarne”
warunki, czyli: 10-centymetrowe miejsce na grzędzie dla każdej
nioski (jeśli będzie to 9.999 cm – grzywna), intymne miejsce za
kotarą, spokój i odpowiedni nastrój do znoszenia jaj (jak rozumiem
nastrój ten sprawdzają eurokraci za pomocą internetowych ankiet
dla kurczaków...). Cóż, nie ulega wątpliwości, że w takiej oto
sytuacji kurczaki mają znacznie lepsze warunki do rozmnażania niż
młode pary zaraz po ślubie w mieszkaniu odgrodzonym od innego
mieszkania centymetrową ścianką. Oczywiście szanowni eurokraci
nie są w stanie pojąć, iż większe koszta dla hodowcy kurczaków
oznaczają znacznie wyższe ceny jajek. Albo – patrząc z innej
strony – akcje te są zamierzone, bowiem prowadzą do dewastowania
małych gospodarstw, a umacniania tych wielkich. Znacznie łatwiej
kontrolować jednego dużego od setek tysięcy małych.
Jest jeszcze jedna strona
medalu. Pieniądze. Dotacje unijne pachną na pewno niejednemu
przedsiębiorcy czy rolnikowi. Warto zauważyć w takiej sytuacji, iż
pieniądze zawsze pojawiają się przed wymogami. Czymś przecież
trzeba przekupić ludzi, by coraz głębiej wchodzili w bagno, a
kiedy błoto zacznie sięgać im po pachy... nie będzie już
odwrotu.
W takiej sytuacji znalazła się
między innymi Polska. Nie trzeba wiele, by to potwierdzić.
Wystarczy przejść się ulicami miasta i pooglądać wystawy
sklepowe jednocześnie wracając myślami dwa lata wstecz i
przypomnieć sobie, co było za szybami, na których dzisiaj czytamy
zwięzłą notkę ,,do wynajęcia”. Jeśli to nie wystarczy warto
zwrócić uwagę na stopy procentowe. Spadając do 2.75 % pobiły
rekord w historii Polski. Co to oznacza? Mówiąc w skrócie –
podobny poziom oprocentowania będą osiągać lokaty bankowe z
oszczędnościami, jak i kredyty. Te pierwsze powoli przestają się
opłacać (a pamiętamy jeszcze zapewne czasy, gdy oprocentowanie
sięgało 10 %), a drugie zaś wręcz odwrotnie. Stopy procentowe
stanowią odpowiedź na sytuację gospodarczą w państwie. Skoro
próbuje się ułatwiać zaciąganie kredytów (a zatem inwestycje),
to oznacza, że tychże inwestycji zwyczajnie brakuje.
Tak oto wyglądała droga od
Wspólnoty do Unii – do państwa federacyjnego, zbudowanego na wzór
Cesarstwa Bizantyjskiego. Z całą spuścizną fiskalizmu,
biurokracji, omnipotencji państwa, prymatu prawa publicznego nad
prywatnym i innymi zboczeniami, które tu – w cywilizacji
łacińskiej – nigdy nie powinny mieć miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz