Często powtarzają się na popularnych portalach informacyjnych komentarze typu ,,Czego znów ta Ukraina?”, ,,Nie obchodzi mnie to” itp. Zasadniczo nic dziwnego, bowiem faktycznie z reguły zaledwie 10-20 % społeczeństwa jest realnie zainteresowana polityką, zaś reszta woli śledzić sprawy zgoła inne (jak chociażby ta najbardziej współczesna ,,Matka małej Madzi”). Łapią się oni przy tym na tzw. ,,tematy zastępcze” budowane i ciągnięte wciąż po to, by od rzeczywiście istotnych spraw odwrócić uwagę. Oczywista oczywistość, że ośmielę się zacytować.
W każdym razie Ukraina nie stanowi bynajmniej tematu zastępczego. Wprawdzie kwestia została już na dobre rozstrzygnięta (choć wcale nie powiedziane, że owo rozstrzygnięcie będzie przez wieczność aktualne), to jednak z rozegranego scenariusza wciąż możemy wyciągnąć ciekawe wnioski. Jak wiemy nasz wschodni sąsiad miał dwa wyjścia – Rosja i Unia Europejska. Janukowycz forsował usilnie pojednanie z Putinem, a tymczasem opozycja oraz część mieszkańców Kijowa (dodajmy: niezbyt duża część, bo w sumie uzbierał się blisko milion osób, a z innych miast jakoś nie dobiegały wieści o protestach poparcia dla ,,Majdanu”) wyrażała chęć integracji z UE. Sama Unia zaś nie wyglądała bynajmniej na zainteresowaną rozmowami, bo i nie pojawiły się jakiekolwiek wyraźniejsze interwencje, mimo że w przypadku stosunkowo niewielkich zmian konstytucyjnych na Węgrzech galimatias wywołano niemały.
Przesądzone – można powiedzieć. Janukowycz podpisał porozumienie z Rosja, a do Unii odwrócił się plecami. Cóż, scenariusz do tego odwrotny powtórzył się już w Polsce przed kilkoma laty, kiedy to my mieliśmy za zadanie wybrać między Wschodem a Zachodem. Przyjrzyjmy się zatem temu, co tak właściwie otrzymała Ukraina oraz to, co dostaliśmy my za przyłączenie się do eurokołchozu.
Po pierwsze: dotacje. Najbardziej rozpowszechnionym plusem Unii miały być owe pieniądze, które to takim zalewem miały do nas płynąć zaraz po przystąpieniu, a także później. I o ile na początku zastrzyk dla budżetu pobudził gospodarkę (chociaż możliwe, że ten wzrostowy proces rozwinął się dzięki zrzuceniu jarzma socjalizmu), o tyle później, czyli obecnie, nie kolejne pieniądze nie mają większego znaczenia. Mimo tego propaganda trwa – w telewizji lecą spoty reklamowe, na każdym niemalże budynku widnieje etykietka, że finansowane z funduszy UE itd. Niby to wsparcie dla samorządów. Tymczasem te, choć się rozwijają, również się zadłużają. Co w takim razie jest nie tak? Proste: Unia zobowiązuje rejon, w który wtłoczone są pieniądze do pokrycia 10% kosztów danej inwestycji. I tak oto gminy muszą dopłacać kwoty, których normalnie nie mogłyby wtłoczyć. Oczywiście dotacji brać nie trzeba, jednak skoro były obiecane... resztę możemy sobie dopowiedzieć sami.
Drugim elementem była swoboda podróżowania (a zatem i pracy w innych krajach Europy) oraz przepływu kapitału. Zasadniczo był to warunek konieczny, żeby w ogóle uczestniczyć w gospodarce Europy. Unia stosuje protekcjonizm względem swoich towarów, ułatwiając współpracę tym, którzy do niej należą. Jest to swego rodzaju terror gospodarczy, blokujący państwo zachodnie rynki zbytu. Wyjątkiem zatem jest tu chyba jedynie swoboda poruszania się bez paszportów... ale nie konno! Podobnie i bez psa lub kota! W takim wypadku należy zabrać ze sobą stertę dokumentów na temat zwierzęcia.
I tyle z naszych korzyści. Wad chyba nie muszę wymieniać, skoro zajmuję się tym w zasadzie co tydzień. Co tymczasem dostała Ukraina? Na sam początek korzystną sprzedaż państwowych obligacji (czyli w konsekwencji zmniejszenie długu publicznego), co można porównać do wspomnianego powyżej początkowego zastrzyku finansów, jaki dostała Polska od UE. Poza tym korzystną sprzedaż gazu (po 1/3 ceny). Tego chyba nie trzeba w ogóle komentować – jeden z podstawowych surowców współczesności za połowę ceny. Dodajmy przy tym, że straty Rosja zapewne zechce odbić sobie na innych państwach, co nie wróży nam za dobrze. Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz zaświadcza, że jego umowa z Rosją nie wyklucza pod żadnym względem integracji europejskiej, co zasadniczo można przyjąć dwojako – z jednej strony nawet Turcja stara się o członkostwo, mimo że dalej jej znacznie od UE niż współczesnej Ukrainie; z drugiego zaś frontu taki niepozorny, zdawałoby się, krok na Wschód może de facto oznaczać bardzo wiele.
Jedno pozostaje pewne – ani Unia, ani Rosja nie są dziś dla państwo środkowoeuropejskich odpowiednią alternatywą. Od zawsze środkowa Europa gryzła się zarówno ze Wschodem, jak i z Zachodem. W przeszłości jednak miała ku temu możliwości w postaci Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a dziś skazana jest na łaskę tyranów. Wiemy jednak jedno – na Ukrainie nie prędko zobaczymy jakąkolwiek poważną manifestację sodomitów, bo i Putin zakazał promowania tej ideologii w Rosji, zaś u nas, w Polsce, w taj materii zło dopiero się zaczyna.
PS
Zapraszam wszystkich czytelników do zapoznania się z działem ,,Audio i video”, gdzie zamieściłem film na temat kłamstw funduszy unijnych. Porządna analiza na temat wszelkich propagandowych łgarstw – szczególnie dla tych, którzy wciąż twierdzą, że jesteśmy coś Unii winni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz