Kim jest Jose Manuel Barroso?
Portugalczykiem można powiedzieć, aczkolwiek jeśli przyjrzeć się
nieco bliżej jego osobie rodzą się pewne wątpliwości. Raczej
powinno się rzec, że przewodniczący Komisji Europejskiej jest
właśnie nikim innym, jak Europejczykiem. Europejczykiem z krwi i
kości, a przede wszystkim ze sposobu myślenia. Jednakże z
pewnością nie chodzi tu o bycie zwykłym obywatelem, szeregowcem,
że tak to ujmę, ale o samym królem zjednoczonej Europy. Brakuje
tylko korony.
Bzdury? Dlaczego niby? Przecież
to sam pan przewodniczący wypowiedział pamiętne słowa, że lubi
przyrównać Unię Europejską jako twór do organizacji imperium. A
o istnienie imperium będzie dbał w pierwszej kolejności właśnie
imperator, do którego sam siebie Barroso może śmiało
przyrównywać. Nie ze względu na osiągnięcia czy niezwykłą
szlachetność postępowania, ale z przyczyny znacznie bardziej
przyziemnej – przywodzi zwyczajnie organem, zajmującym się
kształtowaniem prawa w niemal całej Europie. Organem absolutnie
NIEOBIERALNYM (dobór jej członków, po wyznaczeniu przez Radę
Europejską przewodniczącego, odbywa się praktycznie na zasadzie
kooptacji, a nie wolnych wyborów), a ponadto praktycznie
NIEUSUWALNYM (może się to odbyć wyłącznie przez uchwalenie wotum
nieufności przez Parlament Europejski). Nie dziwne zatem, że
pozwala sobie na oficjalne głoszenie swoich politycznych idei z
chęcią utworzenia federacji państw europejskich na czele. Nikt go
z tego nie rozlicza. Obywatele mogą tylko słuchać i zaciskać
pięści – wpływu żadnego nie mają.
Poznaliśmy, Szanowni Państwo,
kim jest komisarz Barroso, jednakże równie ciekawa historia (o ile
nawet nie ciekawsza) dotyczy tego, kim był. Polityczną karierę
rozpoczął w czasie studiów w Lizbonie (mając 18 lat) jako członek
Rewolucyjnego Ruchu Portugalskiego Proletariatu, czyli – mówiąc w
skrócie – był komunistą (a konkretnie maoistą). Wkrótce po
obaleniu dyktatury generała Antonio Salazara zmienił swoje poglądy
na – jak to określają niektóre źródła – centroprawicowe.
Trudno jednak powiedzieć, by jacykolwiek socjaldemokraci, w
szeregach których rozwijał swoją karierę Barroso, mieli cokolwiek
wspólnego z realną prawicą. Należałoby raczej określić ową
przemianę poglądową szanownego komisarza jako odejście od
rewolucyjnego komunizmu do wersji nieco łagodniejszej, a więc
socjalizmu. Przez te długie lata niewiele się zmieniło poza tym,
że Barroso nie przewodzi już socjalizmowi portugalskiemu, a
eurosocjalizmowi. Właśnie w ramach tego ostatniego dąży do
stworzenia nowego europejskiego imperium.
Dlaczego te poglądy są tak
niebezpieczne? Bo z pewnością są! Imperializm to bezwarunkowa
korzyść tylko i wyłącznie dla imperatorów – co do reszty
należy długo się zastanowić. Niczego nie nauczyła szanownego
pana komisarza dramatyczna porażka euro w Grecji, niczego nie
nauczyły go również ostatnie perturbacje na Cyprze. Wciąż drwi z
głosów sprzeciwu i konsekwentnie dąży do zacieśniania
gospodarczej więzi między państwami. To wróży rychły koniec nie
tylko strefie euro, ale całej Unii Europejskiej (choć nie możemy
wprost określić, jak ten koniec będzie wyglądał i kiedy
ostatecznie nastąpi, bo nastąpić musi – o ile nie zmienią się
obecne władze). A co dzieje się, kiedy upadają imperia? Wówczas
zaczynają się pytania o granice, bo tych na chwilę brakuje między
państwami Unii (prawdopodobnie z Polski do Niemiec można czasami
przejechać bez zatrzymywania się). Z kolei kwestie związane z
granicami od lat stanowiły przyczynek licznych wojen.
Czy zatem europejski imperializm
jest niebezpieczny spróbujcie, Szanowni Państwo, odpowiedzieć
sobie sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz