Unia
Europejska, od samego początku swego istnienia – czyli formalnie
od ratyfikacji traktatu lizbońskiego, zaś nieformalnie od powstania
samej idei wspólnej konstytucji dla Europy – stanowiła byt
absolutnie sprzeciwiający się podwalinom wszystkich europejskich
narodów: kulturze łacińskiej. W zastępstwo (bo nie istnieje nic
takiego jak zbiorowość ludzka – albo nawet jeden człowiek –
bez kultury) zaproponowano nam dzisiaj coś, co nazywa się
powszechnie kulturą europejską. Zwrot ten na tyle wszedł do
naszego języka, że powoli zaczynał wypierać wszystkie te
wartości, które do tej pory obejmował termin ,,cywilizacja
łacińska”. Wspomniane wartości (nazywane niekiedy filarami) to
grecka filozofia, a w szczególności jej podejście do Prawdy,
rzymskie prawo (a także, jak sądzę, rzymski system sprawowania
władzy, czyli republika) oraz etyka i zasady moralna
chrześcijaństwa. Co do pierwszego możliwe, że istnieją jeszcze
jakiekolwiek złudzenia... nie wiem, przyznaję szczerze, filozofem
nie jestem.
Z
kolei drugi element został już dawno porzucony: republikę
zastąpiono demokracją. Nie jest to, absolutnie nie jest, tym samym!
Dzisiaj w dyskursie publicznym słowo ,,republika” zaniknęło
niemal zupełnie (z wyłączeniem terminu ,,Rzeczpospolita”, który
odnosi się niekiedy do Polski). Zastąpiono je demokracją.
Pierwszy, to rządy prawa (gdzie nadrzędną wartość stanowi
prawo), drugi to rządy większości (prawo może stanowić
większość). W połączeniu z pierwszym filarem – greckim
podejściem do Prawdy – tworzy się swego rodzaju kulturowy zwornik
dla prawa naturalnego: zasad niezbywalnych żadnym głosowaniem,
żadną kwalifikowaną większością głosów, takich jak np.
pierwszeństwo małżeństwa przed związkami homoseksualnymi.
Obecnie (anty)cywilizacja europejska (tfu!) zmieniła ten stan
rzeczy. Posłowie (jak dobrze wiemy bywa, że są to ludzie bez
matury) mogą ,,zmienić” dane prawo naturalne i ustalać od kiedy
człowiekowi przysługuje prawo do życia w Polsce (obecnie na pewno
nie od poczęcia), nadawać nadmierne przywileje gejom albo lesbijkom
(pasożytom społecznym w pełnym tego słowa znaczeniu) itp.
Docieramy
wreszcie, Szanowni Państwo, do ostatniego elementu cywilizacji
łacińskiej, który został potraktowany równie pogardliwie, jak
pozostałe: etyka i moralność chrześcijańska. Kto jest jej dawcą
wiemy wszyscy (zapewne wiedzą to również ci z Państwa, nie będący
chrześcijanami) – sam Wszechmogący Bóg. Tymczasem szacowni
eurokraci zupełnie odrzucili w Traktacie Lizbońskim (będący
notabene nieformalną konstytucją Unii Europejskiej) jakiekolwiek
zasady związane z chrześcijaństwem. Brakuje w preambule
jakiegokolwiek odwołania do Boga (a występuje ono w większości
konstytucji państw Europy, więc tym bardziej zadziwiający jest ten
fakt, skoro eurokraci tak usilnie propagują demokrację...) czy do
samego chrześcijaństwa. Znajdziemy tam tylko słowa, że czołowi
twórcy traktatu lizbońskiego są ,,inspirowani
kulturowym,
religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy”. Jednakże
wspomniane odniesienie do religii tak w zasadzie nic nie znaczy.
Tradycja religijna Europy to zarówno protestantyzm, katolicyzm, jak
i prawosławie. Ba! Spory wpływ w dziejach naszego kontynentu mieli
także Żydzi. A tym bardziej muzułmanie – z wytworzonej przez
nich kultury czerpano niesamowicie dużo: począwszy od czasów
kalifatu kordobańskiego, przez krucjaty i na Imperium Osmańskim
skończywszy. Pytanie zatem pozostaje: którą tradycję religijną
eurokraci mają na myśli?
Odpowiedź
zaś wcale nie jest taka oczywista, jeśli zdamy sobie, Szanowni
Państwo, sprawę z różnorodności kulturowej europejskich Narodów.
W myśl głoszonej przez eurokratów tolerancji próbuje się
ustanowić kompromis między imigrantami muzułmańskimi, a
obywatelami np. Wielkiej Brytanii. Wyznawcy proroka domagają się
wprowadzenia elementów szariatu (muzułmańskiego prawa religijnego)
do prawa państwowego. I nie byłoby to rzeczą specjalnie
niekorzystną, gdyby nie powszechne podejście państw europejskich
(modelowanych na twory absolutnie laickie) do prawa chrześcijańskiego
– zepchniętego na margines, wykluczonego. Jak zatem brytyjscy
obywatele mogą czuć się bezpieczni we własnym kraju, skoro
rządzący zamierzają faworyzować przybyszów ze wschodu będących
w mniejszości kosztem własnych obywateli?
Rzeczpospolita
Polska trzyma się dość twardo pośród tego zachodniego bałaganu,
choć ten próbuje wdzierać się do nas drzwiami i oknami (25
stycznia odrzucono projekt ustawy o legalizacji związków
partnerskich). Tymczasem nie ulega żadnej wątpliwości, że
(anty)cywilizacja europejska nie przetrwa długo. Runie razem z całą
Unią Europejską. Teraz pozostaje pytanie, czy ten ponadnarodowy
twór runie ze względów gospodarczych, czy może demograficznych.
Trzeciej drogi nie widzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz