Felietony i komentarze

wtorek, 9 kwietnia 2013

Nowa cywilizacja


Unia Europejska, od samego początku swego istnienia – czyli formalnie od ratyfikacji traktatu lizbońskiego, zaś nieformalnie od powstania samej idei wspólnej konstytucji dla Europy – stanowiła byt absolutnie sprzeciwiający się podwalinom wszystkich europejskich narodów: kulturze łacińskiej. W zastępstwo (bo nie istnieje nic takiego jak zbiorowość ludzka – albo nawet jeden człowiek – bez kultury) zaproponowano nam dzisiaj coś, co nazywa się powszechnie kulturą europejską. Zwrot ten na tyle wszedł do naszego języka, że powoli zaczynał wypierać wszystkie te wartości, które do tej pory obejmował termin ,,cywilizacja łacińska”. Wspomniane wartości (nazywane niekiedy filarami) to grecka filozofia, a w szczególności jej podejście do Prawdy, rzymskie prawo (a także, jak sądzę, rzymski system sprawowania władzy, czyli republika) oraz etyka i zasady moralna chrześcijaństwa. Co do pierwszego możliwe, że istnieją jeszcze jakiekolwiek złudzenia... nie wiem, przyznaję szczerze, filozofem nie jestem.
Z kolei drugi element został już dawno porzucony: republikę zastąpiono demokracją. Nie jest to, absolutnie nie jest, tym samym! Dzisiaj w dyskursie publicznym słowo ,,republika” zaniknęło niemal zupełnie (z wyłączeniem terminu ,,Rzeczpospolita”, który odnosi się niekiedy do Polski). Zastąpiono je demokracją. Pierwszy, to rządy prawa (gdzie nadrzędną wartość stanowi prawo), drugi to rządy większości (prawo może stanowić większość). W połączeniu z pierwszym filarem – greckim podejściem do Prawdy – tworzy się swego rodzaju kulturowy zwornik dla prawa naturalnego: zasad niezbywalnych żadnym głosowaniem, żadną kwalifikowaną większością głosów, takich jak np. pierwszeństwo małżeństwa przed związkami homoseksualnymi. Obecnie (anty)cywilizacja europejska (tfu!) zmieniła ten stan rzeczy. Posłowie (jak dobrze wiemy bywa, że są to ludzie bez matury) mogą ,,zmienić” dane prawo naturalne i ustalać od kiedy człowiekowi przysługuje prawo do życia w Polsce (obecnie na pewno nie od poczęcia), nadawać nadmierne przywileje gejom albo lesbijkom (pasożytom społecznym w pełnym tego słowa znaczeniu) itp.
Docieramy wreszcie, Szanowni Państwo, do ostatniego elementu cywilizacji łacińskiej, który został potraktowany równie pogardliwie, jak pozostałe: etyka i moralność chrześcijańska. Kto jest jej dawcą wiemy wszyscy (zapewne wiedzą to również ci z Państwa, nie będący chrześcijanami) – sam Wszechmogący Bóg. Tymczasem szacowni eurokraci zupełnie odrzucili w Traktacie Lizbońskim (będący notabene nieformalną konstytucją Unii Europejskiej) jakiekolwiek zasady związane z chrześcijaństwem. Brakuje w preambule jakiegokolwiek odwołania do Boga (a występuje ono w większości konstytucji państw Europy, więc tym bardziej zadziwiający jest ten fakt, skoro eurokraci tak usilnie propagują demokrację...) czy do samego chrześcijaństwa. Znajdziemy tam tylko słowa, że czołowi twórcy traktatu lizbońskiego są ,,inspirowani kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy”. Jednakże wspomniane odniesienie do religii tak w zasadzie nic nie znaczy. Tradycja religijna Europy to zarówno protestantyzm, katolicyzm, jak i prawosławie. Ba! Spory wpływ w dziejach naszego kontynentu mieli także Żydzi. A tym bardziej muzułmanie – z wytworzonej przez nich kultury czerpano niesamowicie dużo: począwszy od czasów kalifatu kordobańskiego, przez krucjaty i na Imperium Osmańskim skończywszy. Pytanie zatem pozostaje: którą tradycję religijną eurokraci mają na myśli?
Odpowiedź zaś wcale nie jest taka oczywista, jeśli zdamy sobie, Szanowni Państwo, sprawę z różnorodności kulturowej europejskich Narodów. W myśl głoszonej przez eurokratów tolerancji próbuje się ustanowić kompromis między imigrantami muzułmańskimi, a obywatelami np. Wielkiej Brytanii. Wyznawcy proroka domagają się wprowadzenia elementów szariatu (muzułmańskiego prawa religijnego) do prawa państwowego. I nie byłoby to rzeczą specjalnie niekorzystną, gdyby nie powszechne podejście państw europejskich (modelowanych na twory absolutnie laickie) do prawa chrześcijańskiego – zepchniętego na margines, wykluczonego. Jak zatem brytyjscy obywatele mogą czuć się bezpieczni we własnym kraju, skoro rządzący zamierzają faworyzować przybyszów ze wschodu będących w mniejszości kosztem własnych obywateli?
Rzeczpospolita Polska trzyma się dość twardo pośród tego zachodniego bałaganu, choć ten próbuje wdzierać się do nas drzwiami i oknami (25 stycznia odrzucono projekt ustawy o legalizacji związków partnerskich). Tymczasem nie ulega żadnej wątpliwości, że (anty)cywilizacja europejska nie przetrwa długo. Runie razem z całą Unią Europejską. Teraz pozostaje pytanie, czy ten ponadnarodowy twór runie ze względów gospodarczych, czy może demograficznych. Trzeciej drogi nie widzę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz